Obrazy, zapachy z dzieciństwa nachodzą, szczególnie przy zmianach pór roku. Chłód ostrego powietrza w nozdrzach i wnet widok Wisły, jej "bulwarów", w jesiennej szarówce samotności. Napiętnowany pięknym dzieciństwem, który dokonało się w socjalistycznym bałaganie, uważam ten bałagan za mój. A wymuskane twarze, lśniące ściany centrów handlowych, błyszczące samochody – są nie z mojego świata.
Tam, gdzie kończy się osiedle i garaże, ktoś pali ogień, nosi wyschnięte trawy i chrust, aby rozniecić ogień. Ale nie po to, by piec kiełbaski. Piecze… kabel. W zasadzie – opala go. Ponieważ w punkcie skupu przyjmują kabel bez izolacji, więc trzeba ją usunąć samemu. Mężczyzna ocenia, że w zwoju, który tkwi tam, między trawami, w płomieniach i dymie, jest jakieś czterysta złotych.
Albo zdjęcie poniżej. Pochodzi ze stycznia 2005 roku.
To jest woźnica dorożki na krakowskim Rynku Głównym. Nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo i jak szybko zmienia się rzeczywistość wokół nas. Dziś takiego woźnicy już się nie spotka.
W Polsce zachodzą gigantyczne zmiany. To jest czas dla fotografów. Nawet wszechobecne absurdy – to raj dla wielu artystów i innych, zajmujących się kontaktem z rzeczywistością. Na szczęście (dla artystów), nie zanosi się na to, aby ten raj miał się szybko skończyć…