Z korespondencji
Twoja uwaga na temat wpływu wieku oczywista i słuszna.
Nie dawało mi to jednak spokoju, bo miałem wrażenie, że
jest tu jeszcze coś.
Otóż jest!
Olśniło mnie pod prysznicem wczoraj wieczorem.
Mam duże ciśnienie żeby tworzyć, a nic takiego się nie dzieje
Odczuwam jałowość totalną, a jak sam wiesz, nie da się tego
stanu zmienić gorącym postanowieniem.
Muszę zmierzyć się z tym i trochę odpłynąć duchem, mimo że
okoliczności są niesprzyjające.
Hm. Co jakiś czas coś umiera, po to, aby urodzić mogło się następne. Ale jeśli ty nie chcesz następnego, by zostało to, co jest? Lecz nie masz wiele do powiedzenia, w zasadzie – nic. Jedno umiera, drugie przychodzi, i jakbyś miał drobny wpływ tylko na ten moment zmiany, żeby wtedy skręcić trochę w kierunku, w którym chcesz. Jak go przegapisz, to zmiana i tak się zrobi, "w swoją stronę". Może na tym polega cała twórczość… Ona płynie tam, gdzie chce, a nam pozostaje tylko uczepić się jej i próbować nie odpaść, w miarę, jak wierzga, płynie, skręca, podskakuje. I oczywiście – przyjąć te wszystkie kuksańce z maksymalną pokorą, na jaką cię stać, bo to tobie na niej (och… jest rodzaju żeńskiego…) zależy, nie odwrotnie.
To kompletna niepewność, poruszanie się w ciemności, to samotność przede wszystkim, często taka dziecinna i "na własne życzenie" (jak by powiedzieli postronni), przeżywanie tragedii, które dla nikogo innego nie są tragediami, dopóki nie stworzysz czegoś, co będzie zachwycające, ale wtedy to już nie jest ta tragedia, którą przeżywałeś. To pokręcenie jakieś, chcesz tego? Nie wystarczy ci usiąść popołudniami przed telewizorem…
Zresztą, kim jestem, żeby pisać o twórczości.