Mój przyjaciel Michał twierdzi, że najstraszniejsza jest codzienność. Chyba nie mam z nią problemu. Najgorszy jest dla mnie natłok, ba – ogrom drobnych czynności, które trzeba wykonać, aby coś większego doprowadzić do skutku.
Gosiu, tak, dzwoniłaś do mnie, a ja nie odebrałem. Ponieważ byłem skoncentrowany na czymś innym, i samo przeniesienie uwagi, później rozmowa, i powrót do poprzedniej czynności, zabiera czasem mnóstwo mentalnej siły.
Ostatnio kilka osób demonstrowało mi, jak potrafią zajmować się kilkoma rzeczami naraz. Tak, oczywiście to jest możliwe, a ci z Was, którzy mnie znają od lat, wiedzą, że nie jest mi to obce.
Dziś jestem przekonany, że zajmowanie się wieloma rzeczami naraz bardzo wyjaławia mózg. Można tak funkcjonować, ale nie przez cały dzień i 7 dni w tygodniu. Szczególnie szkodliwe są nagłe, niespodziewane bodźce – nagłe wywrócenia zatwierdzonego już planu, nagłe telefony, nagłe odwiedziny – coś, co wytrąca z przyjętego rytmu i zmusza do zajęcia się czymś innym.
MOŻNA zajmować się wieloma sprawami, ale nie jednocześnie, tylko jedna po drugiej. Dzieli się zadania na małe etapy i teraz zajmuję się tym, za chwilę – czymś innym, później jeszcze czymś innym. W danej chwili robię jedną rzecz, a nie kilka naraz. Zamykam w głowie pewien etap, i mogę przejść do czegoś innego. To jest bardzo ważne – aby nie pozostawiać urwanych w pół myśli i odczuć.
Robienie wielu rzeczy naraz ma jeszcze jedną właściwość – sprawdza się przy powierzchownych problemach, ale nie pozwala wgłębić się w subtelności, zbadać czegoś dokładnie. Kreatywność w tym systemie jest licha, pozorna.
Dziś być może modne jest być wprost rozszarpywanym przez dziesiątki ludzi i spraw Ale, moim zdaniem, najwyższa półka funkcjonowania – to jedna rzecz w jednym czasie, to oddech, spokój, poukładanie. Mało, a dobrze.