Pamiętam, jak ktoś pisał o filmie Katyń Andrzeja Wajdy, że nie ma w nim wiele więcej ponad opowieść. Że "tak było" – to pokazuje ten film, a to przecież za mało.
Lecz właśnie ostatnio ta sama myśl u mnie świta. "Tak było", bo zbyt często niewiele więcej można powiedzieć.
Gośka pożyczyła mi albumy zdjęć pierwszych trzydziestu lat XX wieku. Świetne fotografie wraz z krótkimi komentarzami. Oglądając je znów odżywa we mnie to zdanie: "tak było". Ono jest, zdaje się, dla Was zbyt lakoniczne. Powinienem nadmienić, że po prostu wstrzymuję się od pochopnej oceny zdarzeń, a wstrzymuję się, bo nie znajduję odpowiedzi na pytania: jak to jest możliwe, że ludzie ulegali zbiorowej euforii, głupocie. Że w kierunku międzynarodowych tragedii jakby pchała ich jakaś siła. "W imię ojczyzny, Boga, zasad". Jakich zasad? Jakiego boga? Jakim prawem? Tak było, chcielibyśmy, aby nie było tak więcej, ale…
Albo w codziennym życiu. Nie popatrzył w lusterko, zawrócił wprost pod autobus. Tak było. Wniosek – patrz w lusterko. Ale będziesz patrzył, a zrobisz inny błąd, i wtedy znów ktoś powie – on zapomniał, nie zauważył, pomylił. "Nigdy się nie myl!" Ba, ale to przecież nierealne. Dlatego właśnie w końcu: tak było.
Brzmi to podobnie do "pamiętaj o śmierci". Nie dlatego, że można jej uniknąć, ale dlatego że sama pamięć o niej zmieni życie za życia. Pamięć o czyichś błędach, jak również i własnych, nie musi nas ustrzec przed popełnieniem tych samych, ale może przygotować nas na ich przyjęcie – bez buntu, zaprzeczania, niedowierzania.