Jestem słomianym wdowcem, znowu. W Rumunii cała rodzina, włącznie z moimi rodzicami, więc pół domu – puste. Zawsze mogę zaglądnąć do drugiej połówki, do "wujostwa" 😉
Byłem dziś w szkole, odwołano ostatnie zajęcia. Siedzę w domu, obrabiam zdjęcia, telewizor mam w tle. Zwykle nie oglądam w ogóle i chyba dlatego przeraża mnie ta ilość reklam. A konkretniej – ich nachalność, prymitywizm. Nie chodzi tu o słabą jakość techniczną, ale odwoływanie się do najniższych instynktów. Włosy 5 razy silniejsze, 3 razy bardziej lśniące i 20 procent mniej wypadające. Samochody – nieskazitelnie rajskie. Proszki – to już standard, ciągle to samo. Zmarszczki – 30 procent mniej w 2 tygodnie. Mieszkania, domy – idealne, jakie chcesz. Uśmiechnięte kobiety, całe rodziny, dzieci. Elegancja, dostojność i oczywiście – szczęście. I tu jest istota kłamstwa, które wtłaczane jest nam dość wprost.
Dla tej propagandy nie ma w telewizji praktycznie żadnej duchowej przeciwwagi. Czasem tylko szczątkowe dotknięcie tematu człowieczeństwa, istoty szczęścia, więzi międzyludzkich, przyjaźni. To jest dla mnie przerażające. Na kogo by wyrosły moje dzieci, gdyby uczyły się tylko na telewizji… Zresztą – to nie tylko telewizja, ale pewien wszechobecny styl życia. I w konsekwencji – czy jesteśmy w stanie tę przeciwwagę stworzyć…