Żaden biznes

Dziś odwiedziliśmy Sławka i Bogusię, oraz ich sześciomiesięcznego Pawełka. Oboje ich pamiętam z czasów, gdy wzrostem sięgali mi do pasa. Dziś są ludźmi, którzy inspirują mnie swoimi przemyśleniami. Ale co najważniejsze, w ich obecności czuję się bezpiecznie. Bo wiem, że żaden gest z ich strony, ani uśmiech, zainteresowanie, ani przede wszystkim zaproszenie, nie wiąże się z żadnym biznesem. Że za chwilę, ani jutro ani za tydzień nie padnie zdanie "czy mógłbyś coś dla mnie zrobić". Słowa, które zniszczyłyby przekonanie, że liczę się dla nich ja jako człowiek, z moimi uczuciami, myślami, osobowością. A nie jako maszynka do wykonywania zadań, która po wykorzystaniu zostaje odstawiona do kąta. Oczywiście do następnej okazji.

Zastanawiam się jak to możliwe, że ludzie, których oceniam na ponadprzeciętnie inteligentnych, stosują czasem tak grubymi nićmi szyte sposoby. Proste pochlebstwa, szantażyk, metoda "znikającej marchewki". Albo "na litość". Ile razy będzie skuteczna ta sama "litość"? A może to elementy "cichej gry", w rodzaju: ty wiesz i ja wiem, ja wiem że ty wiesz, ty wiesz że ja wiem…? Chyba jednak przeceniam. W reżyserii liczy się efekt, mniej ważne jakimi metodami osiągnięty.

To zgorzkniałe, wiem. Dlatego kończę już 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *