W ciągu dwóch dni pogoda zmieniała się sam nie wiem ile razy. I to jak bardzo! Pozostał mi obraz okna w moim pokoju w kamienicy, gdzie pracuję. Okna wysokiego, z długimi firankami i zasłonami. Za nim – obrazy raz ciepła wiosennego słońca kładącego się na przeciwległych oknach, innym razem – bieli wśród niewidzialnej płatkami śniegu ulicy. Ale tam nie czuję zapachów, tych rano, gdy idę otworzyć drzwi garażu, i tych wieczorem, gdy w ciemności omijam kałuże, idę zamknąć bramę podwórka. Był już zapach wiosny, lekko rozgrzanej ziemi, dziś wrócił ten z owianych śniegiem, pustych pól, nad którymi unoszą się przepastne, bezkształtne, białe chmury.
—–
Opędzam się od myśli, że to, co robię, nie ma sensu. "Ciche dni" z samym sobą to dobry czas na porządki, podgonienie zaległości, na niepozorne, ale sukcesywne i konsekwentne "zbieranie manny", które kiedyś zaowocuje. Mój dawny nauczyciel muzyki mawiał: na kaca najlepsza jest praca.