Życie jest nie do ogarnięcia. Jeśli tylko stan zdrowia nie zatruwa go całkiem (nie mam na myśli siebie) i można trochę rozejrzeć się wokół (co oznacza, że i materialnie nie jest najgorzej).
Sara i ja byliśmy dziś na wycieczce. Najpierw w muzeum UJ na wystawie interaktywnej. Zbyt zaawansowanej jak dla niej, ale zainteresowały ją jakieś światełka i obrazki. Później – u mnie w pracy – to były ćwiczenia z "komunikacji interpersonalnej". Na koniec – w aquaparku. Tam urządziliśmy sobie czyste szaleństwo.
Było niewiele osób. W brodziku zanurzała Sara się powoli, oparta na nadmuchiwanym kółku. Patrzyliśmy, jak grupa 6-7 latków uczy się pływać. Tak i Sara – trochę na plecach, trochę na brzuchu, przestała dotykać stopami dna. Później zaproponowała, żebyśmy poszli do głębszego basenu. Tam pływałem wokół niej, nurkowałem pod nią. Ona, machając w najróżniejszy sposób kończynami, potrafiła sobą sterować i posuwać się do przodu. Lubi, kiedy jej się nie przeszkadza technicznymi uwagami, za to warto jej pokazywać dwa, trzy kroki naprzód. "Tam jest cel", a sama znajdzie drogę.
Jest taki stan, kiedy nie włącza się paraliżujący strach, lecz ciekawość i jakaś delikatna nić fascynacji prowadzi nas do przodu. Stanąłem na linie po której można przejść nad basenem. Sara wyruszyła za mną, ale nie miała szans się przytrzymać, była zbyt mała. Próbowała ręką, nogą, w końcu odrzuciła kółko, poprosiła mnie o rękę i ruszyła po linie. Powiedziałem jej: "pamiętaj, kiedy będziesz spadać do wody, zamknij buzię". Wtedy zdała sobie sprawę. Zdjąłem ją, złapała się rękoma liny, uczepiona nad głębokością, która mogła ją pochłonąć.
Popłynęliśmy pod prąd, Sara na kółku, musiałem ją popychać. Przy ścianie były rozwieszone liny, złapaliśmy się ich i podciągali. Jak sprawnie jej to szło, jakbym widział zupełnie inną osobę. Za zaułkiem porwał nas prąd i wir, który kręcił się wokół wyspy. Chyba zostanie mi w pamięci jej widok – uśmiechniętej, bez żadnego lęku.
Gdy usypiała w łóżeczku, podała mi rękę. "Tatuś, chcę być z tobą przez cały czas". Coś drgnęło mi niespokojnie w środku. Może jednak nie przejmie ode mnie tej nieustającej tęsknoty? Od której nie mogę się opędzić, choć otoczony życzliwymi i kochającymi ludźmi. Zresztą, czy mamy jakikolwiek wybór? Albo – może właśnie tęsknota jest nam potrzebna…
Nic nie wiem.
Kończę. Jeszcze robota czeka.
—————-
Na deser – migawka z domu. Tym razem choruje "starsza dziewczyna".