W przeddzień 1 listopada

Dziś miał być koszmarnie trudny wyjazd z Krakowa, a nie był. Policjanci na akcji "Znicz" wcale nie łapali przy cmentarzu tylko zupełnie gdzie indziej, a kierowcy klęli przez CB radio na pewną kobietę, która jechała, co niesłychane, zgodnie z przepisami, czyli 50 kilometrów na godzinę, powodując za sobą korek. Ponieważ z roku na rok coraz mniej odcinków drogi z linią przerywaną, a po trasie krąży coraz więcej zakamuflowanych wozów policyjnych, nieliczni przepisowi kierowcy stają się czarnymi owcami polskiej zapaści drogowej, niosąc na sobie, niczym kozły Azazela, wszystkie przekleństwa kolegów szoferów.

Na polach zmierzch już o czwartej po południu. Na polach drogowcy rozstawiają już płotki przeciwśniegowe. Na polach już pięćdziesiąt, sto metrów od drogi absurdem staje się samochodowe, obserwowane z boku szaleństwo. Czasem wydaje mi się nieporozmieniem wiara, że w ogóle jakiś sens ma wyprodukowanie za ogromne pieniądze tych metalowo-plastikowych skomputeryzowanych zabawek i puszczenie ich w ruch na drodze, która kosztowała jeszcze więcej niż one same.

Teraz, w nocy, wreszcie cisza, w przeddzień święta zmarłych. Oddechy reszty rodziny wśród stuku klawiatury tego jednego, któremu żal przespać godzinę życia. Obudzimy się jutro i wyglądniemy przez okno – chodniki i rowy będą jak obsypane – samochodami. Mieszkamy przecież przy cmentarzu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *