Geniusz pierwszej chwili. Sara jest w tym podobna do mnie. Zacofała się zupełnie w jeżdżeniu na rowerku. Dziś udało się ją znów przekonać. Popychałem ją lekko na nierównościach, popychałem wózek z Beniaminem. Dotarliśmy tam skąd widać dalekie pola, wychylające zza drzew, żółknących już. Tam jest moje miejsce, tylko nie rozumiem, dlaczego tak rzadko tam bywam.
Dziś w Wieliczce zlot zaprzyjaźnionych dzieciaków. Jak spokojnie może być choć w Wieliczce, w sobotnie popołudnie, może ostatnie ciepłe tego roku. Jakby ludzie, zdziwieni, że zagrzało słońce, znieruchomieli w ciszy. Zapamiętać, chwycić się kurczowo widoku drzew, odczucia ciepła, zapachu trawy.
Wróciliśmy nocą, Sara, wysiadając z samochodu spojrzała w niebo. Wielki Wóz… Miałem powiedzieć, że jest "bardzo daleko", ale przecież dla niej Wielki Wóz to jak bańki mydlane, które puszczała dziś popołudniem. Fizycznie tak odległe od siebie, ale wewnątrz nas – tak bliskie, podobnie nieuchwytne.
Ale powinno się stawiać po pręgierzem tych, którzy sprzątanie domu lub mycie samochodu przedkładają nad jedno spojrzenie na Wielki Wóz.