Lubię poznawać nowe tereny, ale czasem przejawiam totalne zatwardzenie w niektórych kierunkach. Jestem realizatorem dźwięku, ale w domu nie posiadaliśmy żadnego sprzętu do słuchania, z wyjątkiem pożyczonego "jamnika". MP3 słuchaliśmy na komputerze. Kiedy jamnik wreszcie się zepsuł, orzekliśmy, że trzeba wreszcie coś kupić. Myślałem, że załatwię sprawę za pomocą 500, maksimum 700 zł. Ale po wizycie w sklepie Ioana stwierdziła, że trzeba kupić system 5.1, czyli minumum dwa razy tyle. Na szczęście ten sprzęt w ciągu ostatnich 10 lat nieźle potaniał – o systemach audio kina domowego pisałem wtedy pracę magisterską.
Przerażała mnie konieczność wyboru. Zawsze spędzam nad nim dużo czasu, zwłaszcza, kiedy mam wydać więcej niż 100 zł. "Przecież nie mam na to czasu!" W ogóle wiele rzeczy jest dla mnie męczarnią ponieważ próbuję zważyć jak najwięcej za i przeciw. Tak więc – sam nie wiem, jak to zrobiłem, ale kupiłem.
Ale okazało się to za mało. Skoro oprócz słuchania muzyki można też oglądać i filmy, trzeba kupić telewizor… Ueeeee! Kolejny wybór i to w dziedzinie, w której nie jestem na bieżąco. Koszmar!
Nieważne. Kupiliśmy coś, i choć nie mamy anteny, to za pomocą zbiorów wideo mojego brata mogę nadrabiać zaległości filmowe 🙂 A Sara – przeżywać swoje ulubione bajki.
Czas odpowiedzieć na tytułowe pytanie. Otóż montując całe to ustrojstwo przypomniałem sobie czasy, w których na ulicach Krakowa zaczynano sprzedawać kebaby. Nowości kulinarne to kolejna dziedzina, od której stronię, lecz do przełknięcia pierwszego kebaba namówiła mnie również Ioana.