Piszę o kebabie i kinie domowym bo… nie mogę pisać o Ioanie i Beniaminie. Nie rozumiem dlaczego, chyba te przeżycia są za bardzo osobiste.
Ioana dzisiaj, za dwie, trzy godziny ma wyjść ze szpitala. A ja nie mogę być tam wtedy, siedzę w pracy – próba rano i spektakl wieczorem. Jest to jedyna chyba już sztuka, którą tylko ja mogę zrobić, nie mam więc zmiennika. No i głupio.
Tęsknię za małym, tyle mogę napisać. Za dziewczyną tęsknię, to oczywiste. Trochę źle się czuję, że ona, wrócąc do domu wpadnie w kierat domowych prac. Trudno się od nich zdystansować… A ja właśnie wyjeżdżam służbowo na trzy dni.
Cieszę się, ża Sara i ja zbliżyliśmy się do siebie. Przebywanie z nią jest przyjemnością, a ona teraz wita mnie serdecznie, kiedy wracam do domu. Trochę męczące jest dla mnie to, że Sara budzi się ostatnio między szóstą i siódmą rano. Przychodzi do mnie i nie mam już szans na zaśnięcie. Ale dzisiaj słuchaliśmy razem padającego deszczu, wyglądaliśmy przez okno, na fruwające rzadko ptaki…
Acha – w szpitalu widziałem matkę, która właśnie urodziła ósme dziecko…