Targi prolight+Sound, Musikmesse we Frankfurcie. Tlum ludzi, kilometry korytarzy, cale hale instrumentow muzycznych, poczawszy od detych, poprzez smyczkowe, klawiszowe, perkusyjne, konczac na calych systemach komputerowych do tworzenia muzyki. Sa rowniez organy! Na kolejnych halach – glosniki, cale studia nagran, swiatla, sterowniki… Ogromna masa sprzetu. I – paradoksalnie – panuje tutaj taki halas, ze trudno czegokolwiek posluchac – czy to koncertowego fortepianu, czy nowego rodzaju glosnikow.
Trudny do wyobrazenia i troche tez do zrozumienia jest ogrom pracy poswiecony przygotowaniu tej imprezy, wlacznie z katalogami, plakietkami, wielkimi nadrukami na standy i bannery, ktore maja kierowac strumienie ludzi do poszczegolnych hal wystawowych. Wszystko przygotowano na tylko 4 dni. Na korytarzach poluja na nas dziewczyny z przenosnymi komputerowymi ankietami, ktore wypelnia sie plastikowym rysikiem. Pomiedzy halami przenosimy sie w zabudowanych moze 8 metrow nad ziemia korytarzach, z ruchomymi chodnikami i schodami. Zas wychodzac calkiem na zewnatrz mozna skorzystac z jezdzacego po targach autobusu. Pozwala on dostac sie na drugi koniec targow w dziesiec minut, zamiast trzydziestu-czterdziestu (gdy pieszo).
Na glownym placu zostal zbudowany namiot z trzema scenami wewnatrz. Dlatego moga tam bezustannie odbywac sie koncerty, gdyz kiedy na jednej scenie akurat graja, to na dwoch pozostalych trwa zmiana sprzetu.
Najbardziej ciekawe sa dla mnie prezentacje i seminaria, ale te najczesciej sa prowadzone po niemiecku(!). To dziwne dla targow, ktore maja przeciez charakter "worldwide".
Jestem zmeczony tlumem, niezmiennie poruszajacym sie we wszystkich kierunkach, i halasem. Koncze, za dziesiec minut jestem umowiony z kolegami dwie hale dalej. Musze sie pospieszyc.
(Pisze uzywajac publicznego standu i nie wszystko tu dziala, przepraszam wiec ze nie ma polskich liter i ze ten wpis moze byc troche dziwnie sformatowany)