Knoppers – mała przyjemność. Dla cukrzyka podwójna, bo zakazana. Odruchowo sprawdzam, ile ma węglowodanów. W 100 gramach ciastka – 52 gramy cukrów. Skoro więc jeden Knoppers waży 25 g, to zawiera jakieś 12 g węglowodanów. Zatem żeby zrównoważyć wzrost cukru we krwi, trzeba podać trochę więcej niż 1 jednostkę insuliny, czyli 0,01 mililitra. Wybieram insulinę o szybkim działaniu (mam jej trzy rodzaje), ustawiam na wstrzykiwaczu 2 jednostki (planując, że zjem jeszcze coś dodatkowego). Rozpinam koszulę przy pępku, zębami chwytam osłonkę igły, ściągam ją, chwytam skórę i wbijam ośmiomilimetrową igiełkę do końca. Z charakterystycznym "cykaniem" wstrzykiwacza tłoczę bezbarwny płyn. Gotowe. Teraz – przyjemność!
Wróciłem po 22 do domu. Jutro Ioana urządza spóźnione przyjęcie urodzinowe, dołączyłem więc do pracy w kuchni. Jestem tutaj siłą mało wykwalifikowaną, więc otrzymuję prostsze zadania. Najczęściej to mycie naczyń, które napływają do zlewozmywaka nieprzerwanym ciągiem. Umyte patelnie, miski, deski do krojenia nie zdążą wyschnąć, a już wracają na plac boju. W przygotowywaniu sałaty najmniej lubię jej "rwanie". Ser feta – w kostki, oliwki – na połówki.
Zostałem na chwilę sam. Coś szumi uspokajająco – to wentylator piekarnika, wysyłającego miłe, rozbrajające ciepło.
W trakcie tych wszystkich prostych czynności moje myśli uciekają swobodnie do różnych miejsc i czasów. Głowa odpoczywa, układają się tam jakieś trybiki, które jutro albo pojutrze "zaskoczą" i objawią coś nowego. Słyszę u siebie w głowie kręcącą się w kółko muzykę, której słuchaliśmy wczoraj, w ciemności, w samochodzie. Przedwczoraj znalazłem tę kasetę, którą kiedyś wysłałem Ioanie kiedy jeszcze mieszkała TAM.
W jednej chwili wracają wspomnienia z najtrudniejszych w moim życiu czasów. Kilkanaście kartek zapisanych drobnymi, angielskimi słowami, rozpościeranych to na uczelnianych korytarzach, to w autobusie, to przed snem. To listy. Jeden jej, drugi mój – uzupełniany w przerwach między zajęciami, rankiem po przebudzeniu, przy obiedzie w barze studenckim. Te listy leżą teraz tutaj, niedaleko mnie, w biurku, przy którym siedzę. Od tamtego czasu nie zajrzałem do nich nigdy. Jest w nich zaklęty ból, i mam wrażenie, że uderzy w mnie, kiedy je otworzę. Wolę moją pamięć – zostało więcej piękna niż bólu.
Wracam do kuchni.