Uświadomiło mi ono, jak bardzo światy krytyki i twórczości są od siebie różne. Na tym spotkaniu złożyłem sobie uroczystą obietnicę, że zawsze będę się starał mówić jak najprościej o wszelkich sprawach, codziennych i namacalnych, jak i abstrakcyjnych i metafizycznych.
Sam twórca siedział z boku, pozostawiając bardziej z przodu uczestników dyskusji – Sławomira Sierkakowskiego (Krytyka Polityczna), Adama Mazura (obieg.pl), Adama Ostolskiego (Instytut Socjologii UW). W ciągu pierwszych kilkunastu może minut ciśnienie erudycji wzrosło do trudnych do wytrzymania poziomów, panowie z Krytyki i Obiegu, nawzajem się wspierając, wznieśli się na wyżyny niedostępne śmiertelnikom. Odniosłem wrażenie, że im bardziej złożone zdania i im trudniejsze słowa padały z ich ust, tym mniej byli oni przygotowani i tym mniej wiedzieli, co rzeczywiście chcieliby powiedzieć. Tę ich rozmowę zestawiłem z zasłyszaną następnego dnia w radiu dyskusją o poezji Julii Hartwig. I ile omawiana poezja była gatunku zasadniczo różnego (surrealizm) od twórczości Sasnala (pop kultura), to sposób wyrażania się krytyków był pięknym, konkretnym i prostym śpiewem w porównaniu do tego, co słyszałem dzień wcześniej.
Wreszcie głos mógł zabrać sam twórca i to było najbardziej interesujące. Skąd bierze inspiracje, jak je rozwija, jaki jest jego stosunek do siebie, twórczości. Te zdania były bezcenne.
Zdałem sobie sprawę jeszcze z jednej rzeczy – w moich czasach, w szkole, uczono nas na krytyków, nie twórców. "Omawianie" literatury zaczynało się od tego "co to jest podmiot liryczny", "forma sonetu" itd. Nawet tzw. wypracowania klasowe – to były teksty krytyczne, a nie twórcze. Wmawiano nam, że aby napisać wiersz, opowiadanie itd. trzeba znać ich konstrukcję, zasady. Dlatego ciągle uczono nas teorii, do praktyki zaś nigdy nie dochodziło.
Bunkier Sztuki, Kraków
Wilhelm Sasnal // Czytanie Sasnala, piątek, 11 stycznia, godz. 18.00, z cyklu: „Artysta na żywo”