Chwilo odkrycia… Fascynująca chwilo, w której odsuwa się jakaś zasłona, i to, co było skryte, niezrozumiałe, wyłania się… Nieśmiało, jak zarysy gór, aż wreszcie stają szczyty w blasku – tak wraźne, oczywiste.
Moją fascynacją była technika. Chyba do czasu, gdy znudziło mnie jej ciągłe gonienie, za jej rozwojem. Teatr wzmocnił inną fascynację – człowiekiem. Na scenie, głównie podczas prób, dokonuje się ciągła analiza i synteza działań ludzkich: bohaterowie rozbierani są na czynniki pierwsze po to, by zaraz złożyć ich od nowa. Teatr przyciągnął mnie jeszcze bardziej wraz z odkryciem, że każdy reżyser jest psychologiem, prześwietlającym ludzi po to, aby tworzyć sceniczne postaci.
Poznawanie ludzi jest fascynujące. Na moją akcję – odpowiada czyjaś reakcja. Jej dostrzeżenie jest ograniczone moim doświadczeniem i wrażliwością. Ludzie nie chcą, a nawet nie mogą wypowiedzieć wszystkiego słowami. Społeczne konwenanse utrwalają w nich schematy zachowania, o których się nie dyskutuje. Na te schematy nakładają się osobowości poszczególnych ludzi, a te są niezgłębione nawet przez nich samych. Przedzieranie się przez ten konglomerat przypomina wędrówkę przez dżunglę, która ogólnie rzecz biorąc wydaje się haosem, a jednak każdy jej element skądś wynika i dokądś prowadzi. I to nic, że jedne części zdają się zaprzeczać innym. Tak po prostu jest, niekonsekwentnie, niezbadanie.
Poznawanie ludzi pociąga za sobą poznawanie siebie. Nawet w tych dziedzinach, w których negatywne cechy nie rokują większej poprawy, raczej nigdy. Poznawanie ludzi pociąga za sobą godzenie się z tym, jaki sam jestem.