Tytuł jest zwodniczy. Mieliśmy dzisiaj koncert, nieduża rzecz, ale miałem okazję popracować na w pełni zawodowym sprzęcie do nagłaśniania. Dostałem w częściach mikserską konsoletę estradową, z korektorem parametrycznym o regulowanej dobroci, co spotyka się w sprzęcie z górnej półki. Miałem pod ręką bogaty zestaw efektów świetnych marek. Do tego spilitter, kabel wieloparowy, wszystko świetnej jakości, zapakowane w tzw. cases, czyli w robionych na zamówienie okutych skrzyniach, które potrafią ochronić delikatny sprzęt we wszelkim transporcie. Nigdy nie miałem czegoś takiego w zasięgu ręki, będąc sam na sam, mogąc samemu spiąć to wszystko razem i spróbować. Nie miałem jednego – dość czasu, żeby móc dobrze poznać ten sprzęt. Ale wystarczająco dużo, żeby móc usłyszeć jak brzmi i aby móc się nim efektywnie pobawić.
Świetne doświadczenie. Czuję, że pożarłem znów coś nowego, a to daje mi poczucie odkrycia, spełnienia, zadowolenia. Padam ze zmęczenia, które co jakiś czas nadchodzi falami. Praca przy nagłośnieniu imprez to naście godzin, podczas których ciągle jest coś do zrobienia. Jeśli zdarzy się pół godziny spokoju, należy się uznać za szczęśliwca.
Po raz kolejny sprawdza się teza, że warto, jeśli tylko można, walczyć o sprzęt jak najlepszej jakości. Wtedy można osiągnąć efekty, o których nigdy nie dowiedziałbym się używając gorszego sprzętu. Różnica jakości jest ogromna, to przepaść. Kupujcie dobre rzeczy, naprawdę warto.