Od czasu do czasu uświadamiam sobie, jak wiele nauczyłem się od ludzi, których spotkałem na dłużej, z którymi pracowałem. Właśnie przed chwilą myślałem o tym, myjąc naczynia po wizycie gości. To szczególni goście, w sąsiedztwie ich domu zobaczyłem po raz pierwszy Ioanę. Było to chyba z tysiąc kilometrów stąd, za dwoma granicami, na południowy wschód.
Czego się nauczyłem – widzę patrząc na mojego tatę. Jesteśmy tak podobni do siebie pod względem osobowości, ale różnimy się oczywiście. Wczoraj spędziliśmy całą dobę razem, wyrywając się w niedzielę po południu na górę Żar; na oświetlonym stoku narciarskim, a następnego dnia – na osławionej "golgocie" w Szczyrku. To ciekawe, że nastolatek odrywa się od swoich rodziców, aby później powrócić i popatrzeć na nich z nowej perspektywy.
Na Mołdawię trafiłem z moim przyjacielem, którego osobowość wpłynęła na mnie. Dzisiaj dostrzegam u siebie jego sposób myślenia, rozwiązywania problemów. Wziąłem od niego trochę beztroski i lekkiego podejścia do sytuacji kryzysowych, tego "powstrzymania się" na chwilę, gdy nie do końca wiadomo, co zrobić.
Ludzie są wspaniałą inspiracją. Nieodgadnieni do końca, ciągle się zmieniający, nieznani nawet samym sobie. Kiedy ja poznaję ich, oni też poznają samych siebie. Czasem wydaje się, że może to trwać bez końca.