Dziś po raz kolejny pomyślałem, ze to szkoda, że internetowy blog nie może być prawdziwym pamiętnikiem. Czasem chciałbym napisać o kilku rzeczywistych dylematach, które czekają na rozwiązanie. Wyliczyć wszystkie za i przeciw, wątpliwości, nadzieje. Nie mogę tego tutaj zrobić, przez skórę czuję, kto mnie czyta. Przychodzi refleksja, że tak popularne pamiętniki internetowe nie są tym czymś, czym były (i są, choć może rzadziej) osobiste pamiętniki pisane do szuflady. Nie są miejscem odreagowywania najskrytszych uczuć, uporządkowywania myśli, rzutem oka na rzeczywiście przeżyty dzień, tydzień. Zamknięty w szufladzie pamiętnik jest zapisem spowiedzi gdzie grzesznik i spowiednik to ta sama osoba. Zwierzenie ograniczone jest tylko sposobem pojmowania siebie, zdolnością samoobserwacji, wstydem przed samym sobą, lecz nigdy przed kimś innym, choćby najbliższą istotą.
Spowiadanie się w blogu to jak przesłuchiwanie siebie przed weneckim lustrem, za którym, choć nie wiadomo dokładnie kto, to jednak obserwują inni… Sam fakt ich obserwacji wpływa na zjawisko bloga, podobnie jak w fizyce najmniejszych cząstek.
Blog to tylko powierzchowność, to "ja" jakie chcę pokazać, choćby nawet ludziom, których nigdy nie spotkam. Najdelikatniejsze niuanse, jeśli istnieją, chcemy zachować dla siebie, i dla bliskich, którzy nie zdradzą nikomu…
Największe skarby ludzkiej duszy pozostają skryte…