Patrzę na moją sześciomiesięczną córkę, siedzie obok mnie w "leżaczku". Dzisiaj po obudzeniu nie zobaczyła matki, jak zwykle, ale ojca. Jest teraz ciągle jakby zdziwiona, może dlatego, że sytuacja jest nowa, a ona nie do końca rozumie, dlaczego.
Patrzy znów na mnie – znów z tą dziwiącą się obserwacją, przez moment poruszyła ustami, prawie zupełnie tak, jak Michał Wołodyjowski (gdzie ona to widziała)…? He he…
W jej życiu codzień zdarza się coś. Nawet jeśli otoczenie to samo, to ona postrzega je inaczej – każdego dnia. Każdego dnia jej zmysły przenikają o jeden szczegół więcej, jeden metr dalej, łączą w całość i w ciąg logiczny kilka kolejnych elementów.
Każdy dzień w jej życiu to wydarzenie, święto wprost, zdarza się i stwarza się oddzielnie.
A w moim? Zdawać by się mogło, że już poznałem, już połączyłem w mojej głowie wszystko co było do poznania i połączenia.
Ale przecież to nieprawda.
Spróbować posuwać się do przodu choć w części tak, jak moja córka.