Sara w ogromnym tempie robi postępy. Za siedem dni kończy pięć miesięcy. Obserwowałem ją dzisiaj, kiedy siedzi w swoim leżaczku. Przed sobą ma rozpięte zabawki. Jeszcze półtora miesiąca temu nie wzbudzały w niej żadnego zainteresowania, nie mówiąc o próbach chwytania. Dzisiaj – chwyta je do woli, obraca w rękach i wkłada do ust stroną, która jest dla niej najbardziej wygodna.
Sara obserwuje też wszystko, co zwróci jej uwagę. Pobyt u lekarza lub u znajomych zwykle jest spokojny, ponieważ nowe otoczenie tak ją interesuje, że zapomina o swoich smutkach i niewygodach.
Przygląda mi się z takim spokojem, jakby była naukowcem. Wczoraj miałem wrażenie, że zaraz wyciągnie notatnik i zacznie coś w nim notować. Wśród nas, dorosłych, każde spojrzenie coś znaczy, ma jakiś powód. Nie patrzymy na innych ot tak sobie. Ale Sara tak właśnie robi. Patrzy bez skrępowania, a kiedy zauważy coś nowego, w jej oczach pojawia się ta dziwna mieszanka uczuć, o której już pisałem. Dominuje w niej jakiś napięte zainteresowanie, jakby przestrach. Jakby nie wiedziała, czy nowe zjawisko może jej zagrażać. Albo próbowała bezskutecznie zrozumieć, co się dzieje.
Trzymając ją na rękach podnosiłem do ust kanapkę. Najpierw myślała, że to dla niej – dostrzegłem ruch ręką, aby chwycić. Kiedy odgryzałem kęs i odkładałem bułkę na talerz, obserwowała wszystko z powagą.
Dużo się uśmiecha. Tak bardzo chciałbym jej zaszczepić pozytywny stosunek do wszystkiego, co ją otacza. Pomimo problemów i niedoskonałości, które z pewnością kiedyś dostrzeże, jeśli tylko będzie to jej dane.