…była 30 sierpnia. Piękne i już nostalgiczne zakończenie wakacji, które dla mnie, pracownika obsługi sceny w teatrze, jeszcze mają charakter właśnie wakacji.
Do tej pory niewiele pisałem o mojej żonie. Gdyby był to pamiętnik do szuflady, z pewnością pisałbym bardzo dużo. Lecz tak – życie z drugim człowiekiem to coś tak szczególnego, a jednocześnie delikatnego, jak wpływ obserwacji na prędkość lub położenie elektronu. Drgnienia serca niewypowiedziane, ale odczuwane – i stąd istniejące. Dwoje ludzi wie o nich doskonale, ale czasem ich wyrażenie sprawia, że stają się pospolite. Dlatego wyrażają je nie wprost – niewiele znaczące dla innych gesty, choćby szczególny rodzaj kwiatów, albo pewien sposób złożenia życzeń.
Jedno mogę powiedzieć z pewnością. W dzisiejszym świecie można odnieść wrażenie, że rodzina, a już z pewnością dzieci, to hamulec rozwoju, ograniczenie, kula u nogi. Lecz jest to bzdura, oszustwo. Rodzina i dzieci to jedne z najbardziej rozwojowych rzeczy, które mogą się przytrafić człowiekowi. To inwestycja, która, jeśli dobrze w nią zainwestować, przynosi z ogromnym prawdopodobieństwem niemożliwe do przecenienia zyski. Okazywane: cierpliwość, spokój, wsparcie – po latach procentuje i zwraca się w trudnych momentach, w których nikt z przyjaciół, wspólników a nawet nikt z dalszej rodziny nie pomoże.
Małżeństwo to ciągłe przemiany, a po ośmiu latach znów mam wrażenie, że poznaję moją żonę taką, jaką jeszcze nie znałem. Czy ona się zmieniła (przynajmniej trochę – na pewno) czy ja jej nie znałem (w pewnej mierze na pewno), ale to kwestia drugorzędna. Móc być przy człowieku, który nie zostawi, kiedy interes przestanie się opłacać, kiedy się zagniewam, kiedy przestanę być zdrowy i piękny – to ogromna wartość – bezpieczeństwo.