Mam dziesiątki zaproszeń do wydarzeń, stron internetowych, instytucji, grup typu "Nasikali na ciebie" (co prawda to tylko głupi tytuł, bo akcja, zdaje się, sensowna). Na każdym kroku Facebook pyta: Lubisz to?. Mogę klikać wszędzie – Lubię to! Później mój piktogram będzie na ekranach komputerów, być może, na całym świecie, wraz z adnotacją – 12 378 ludzi Lubi to. Co z tego wynika? Absolutnie nic.
To szał klikania, wydaje się, że tak bardzo pasujący do naszych czasów – bo zupełnie nie zobowiązujący do niczego, a pozwalający pochwalić się cyframi liczby znajomych, które jednak nic nie znaczą. Powiedzieć komuś w bezpośrednim kontakcie – lubię Twoje zdanie – to coś innego, niż kliknąć na przycisk Lubię to. Jest to o wiele prymitywniejsze, odarte z ciepłego spojrzenia, miłego gestu i tonu głosu, który z pewnością towarzyszyłby takiemu wyznaniu.
Na Facebooku moimi znajomymi jest wielu moich bliskich przyjaciół, a jednak komunikowanie się z nimi za pośrednictwem tablicy, wydarzeń, linków, jest dla mnie jakimś nieporozumieniem, odarciem tych ludzi z esencji tego, dla czego są oni dla mnie szczególni. Wszyscy oni stają się dla mnie tak podobni do siebie, a są przecież tak różni w bezpośrednim kontakcie.
Wzajemny język, sposób komunikacji, który tworzy się między przyjaciółmi w realu, na Facebooku jest szatkowany przez prymitywny system promujący skrótowość, szablonowość, sztampę.
To, co tak ludzkie, to niezmierne bogactwo informacji, które dostarczane jest w trakcie bezpośredniego kontaktu, lub nawet – w trakcie pisania ręcznie i czytania takiego listu.
Z moimi najbliższymi utrzymuję bezpośredni kontakt, a jeśli nie mogę – to piszemy emaile, ale w staroświeckim (już staroświeckim) stylu: Witaj! (wstęp, rozwinięcie, zakończenie) Pozdrawiam Cię serdecznie.
Tak, konsekwencją tego jest fakt, że bliskich znajomych i przyjaciół nie można mieć wielu. Trudno, niestety, jednak wybiera się albo ilość, albo jakość.