Portret mówi

Portret to środek komunikacji portretowanego z tymi, którzy będą go oglądać. Portretowany, który nie bierze pod uwagę widza, odbiorcy, myśli tylko o tym, jak ja wyglądam, a nie o tym, co chcę przekazać temu, kto mnie będzie oglądał, jest egocentrykiem.

Zdałem to sobie sprawę przy okazji kilku portretów, które wykonałem niedawno. Portretowany wybrał zdjęcie, które nie zawiera żadnego pozytywu, nie zawiera niczego. Przynajmniej tak starał się wyglądać i dość dobrze mu się udało.

Ale nie to mnie zastanawia. W kilku innych zdjęciach próbowałem ocieplić jego wizerunek i udało się to – nieznacznie, ale więcej nie trzeba. Na wypranej z emocji, lekko melancholijnej twarzy, pojawił się gdzieś promyk. Nie do końca wiadomo gdzie, patrząc – szukam go, wędruję między oczyma, ustami, czołem, patrzę na policzki. Ta wędrówka jest fascynująca.

Nie zostawił mi wyboru. To się zdarza, taka praca. Ale jest niezwykły sposób, w jaki odrzucił wszystkie inne zdjęcia z wyjątkiem tego jednego, pustego. Były to słowa nie tylko awersji, ale prawie wstrętu, może strachu. Pomyślałem, że nie myśli o odbiorcach i o tym, że mógłby im dać coś ciepłego, co ma w sobie. W zdjęciu, które wybrał, jest ignorancja kogoś, kogo spotka on, żywego, samemu będąc na fotografii.

Portretowany nie wie, kogo spotka, ale w portrecie widać, czy chce, próbuje, nawiązać kontakt, czy obchodzi go tamten człowiek. Portret jest tym trudniejszy dla modela, że nie może on przewidzieć, z kim się spotka. Portretowany, gdyby chciał pomyśleć o ludziach, którzy na niego spojrzą, mógłby choć próbować dokonać analizy społeczeństwa, ludzkości, pomyśleć o tym, co on myśli o człowieku w ogóle. Czy ma coś do dodania do ogółu? Nawet proste – czy lubi ludzi, czy w ogóle o nich myśli? Czy myśli tylko o sobie? To widać na portrecie. Bardzo dużo widać…

Nie chciej szczęścia zbyt szybko

„Nie czyń szczęścia zbyt gwałtownie, nie udoskonalaj bytu galopem. A gdybyś nawet gdzieś stworzył szczęśliwych, w co wątpię, pozostaną nadal ci inni. Dojdzie tedy do zawiści, tarć, napięć. Kto wie, czy nie staniesz przed dylematem, chyba niemiłym: albo twoi szczęśliwcy dadzą się zawistnikom, albo zmuszeni będą owych przykrych, ułomnych, natrętnych, co do nogi wytłuc. A to dla uzyskania pełnej harmonii.”

Stanisław Lem, Cyberiada – tutaj link do tego fragmentu

„Niezwyciężony”

Fascynujące nagranie „Niezwyciężonego”, powieści Stanisława Lema, czytanej przez Andrzeja Łapickiego. Można posłuchać tutaj.

Można powiedzieć, że to „stara szkoła” czytania, ale nie wiem, czy rzeczywiście stara, czy po prostu bardzo dobra, znakomita. Może nie od razu to słychać, ale staje się jasne w porównaniu z innymi lektorami, którzy zabrali się za czytanie.

Na przykład – ktoś inny nagrał „Eden”. Po kontynuację należy się zwrócić na stronę audioteka.com, gdzie audiobook kosztuje ponad 30 zł. Nie kupię, ponieważ nie jestem w stanie zaakceptować czytającego. To nie ta wrażliwość, świadomość, mówiąc krótko. Eden nie jest żartem, komedią, tylko dramatem, a takie nastroje kreuje głos. Nie jestem w stanie słuchać bez nieustającego rozczarowania i kręcenia głową – to nie tak, nie tak.

Podobnie z fragmentem „Opowieści o pilocie Pirxie” – niepotrzebne emfazy, przeciągnięcia głosu, rytm, intonacja nadane sztucznie przez czytającego, nie wynikają z tekstu. Czy pracując w teatrze staję się wybredny? Na pewno. Malkontencki, kapryśny, rozpuszczony? Tak. Taki los.

Niezłe jest, jak się wydaje, nagranie „Cyberiady”, tutaj przesada, groteska, pozostaje w zgodzie ze światem przedstawionym.

U Andrzeja Łapickiego fascynuje mnie powściągliwość. Brak podbijania głosu, sztuczności, brak tego niskiego gardłowego brzmienia, które dziś jest wszechobecne w reklamach i przeniosło się na audiobooki. W czasie, gdy Łapicki nagrywał, nie było w Polsce reklam. Ale nie sądzę, że ma to znaczenie.

Pamiętam olśnienie sprzed kilkunastu lat, jedno z moi pierwszych, w teatrze. Jako młody, zielony jeszcze realizator dźwięku, obsługiwałem pewien spektakl. Jeden wieczór, potem drugi. Trzeci – to wydawało mi się już początkiem rutyny. Ale nagle ze sceny padły te same słowa, co poprzednich wieczorów, tylko że inaczej. Coś się nie zgadzało. Popatrzyłem w dół, z mojego stanowiska, i zdałem sobie sprawę, że dziś jedną z postaci gra inny aktor.

Do tamtej pory nawet podejrzewałem, że zmiana aktora to zmiana spektaklu… Ten, który grał teraz, był dla mnie płaski, mało znaczący, wypowiadający tekst i oczekujący na replikę partnera. Dziś wiem, że może wskoczył szybko na zastępstwo, że nie uczestniczył w próbach. Lecz wtedy poruszające było to, że ogromna różnica tkwiła w tym, co niemierzalne, trudne do opisania. Bo przecież tekst był ten sam, sytuacja ta sama, te same kroki na scenie, te same ruchy. A jednak to nie było to samo, aż tak bardzo, że żółtodziób jak ja nie mógł wyjść ze zdziwienia.

Podział świata ludzi

Świat ludzki dzieli się na: biedę, nudę i namiętność.

Kiedy jesteś biedny – myślisz, jak przetrwać do kolejnej wypłaty. Albo jak się wyleczyć, bo brak zdrowia, choroba, to też bieda. Kiedy nie jesteś już biedny, a cierpisz na nudę, to np. kupujesz sobie sportowe coupe, albo (jeśli jesteś kobietą), ubierasz sukienkę, która jest dla ciebie za mała. W ten sposób możesz jeszcze obudzić namiętność (w sobie lub nie tylko). I to byłoby w zasadzie na tyle, z losu ludzkiego.

Jak to się mogło stać,

że dochodzenie do tak wielu ważnych spraw zajęło tak wiele czasu? Spraw, które teraz są oczywiste i nawet proste. 

Dlaczego jesteśmy skazani na przedzieranie się przez meandry, skoro na świecie jest tak wiele wiedzy i doświadczenia, czasem nie trzeba sięgać daleko. Co stoi na przeszkodzie?

 

splątane schody

Mapa wewnętrzna

Każdego dnia buduję wewnętrzną mapę. Ścieżki, drogi, drzewa, domy, chmury, a dzisiaj – mróz trzynastostopniowy, cztery dni temu wyjazd do Warszawy, przedwczoraj nowy aktor w starym spektaklu, dziś rano przeczytany artykuł, wczoraj obejrzany film i inspicjentka lekko wystraszona, przed nowym dla niej spektaklem. A! Kilka godzin wcześniej, oczywiście, śnieżyca, śliska droga, sznur samochodów, który pozostał z tyłu i szczęśliwa wolność i samotność. Zaś teraz słońce przenikające przez zasłony, poczucie, że do mojego prawego boku przytula się syn.

To wszystko buduje moją wewnętrzną mapę. Budowało przez lata, jeszcze chwila i minie pół wieku. Moja mapa to ja. Kiedy pomyślę, że wokół mnie też chodzą mapy i że każda jest inna, to wydaje się cudem, że one mają części wspólne, a poruszający się w nich ludzie czasem mogą się, choć na chwilę, spotkać.

Facebook filtruje to, co widzę, nieładnie…!

Czasem coś opublikujesz i zastanawiasz się, dlaczego Twoim znajomym się to nie podoba. Mało lajków, brak komentarzy. Tymczasem oni mogę tego po prostu nie widzieć. Twoi przyjaciele i znajomi przestali być tymi, których znasz, bo między Wami stoi…. Facebook. 

Zacząłem mieć wrażenie, że Facebook nie wyświetla wszystkiego co publikują moi znajomi. Ba, postów niektórych znajomych nie widziałem od miesięcy! I rzeczywiście! Oto co jest napisane w centrum pomocy: „Możesz wyświetlać zdarzenia w kolejności od najnowszego do najstarszego, jednak ostatecznie aktualności powrócą do ustawień domyślnych.”


Co to są „ustawienia domyślne”? To ustawienia, w których Facebook wyświetla „najciekawsze” posty. Kto decyduje o tym, co jest najciekawsze? Facebook. I więcej – nie da się na stałe ustawić wyświetlania postów wg kolejności ich publikowania. Czyli Facebook filtruje wg swojego upodobania to, co mam szansę zobaczyć. Jeśli Facebook „stwierdzi”, że posty niektórych znajomych są nieciekawe, nie zobaczę ich.

Przyznam, że jeszcze bardziej ochłódł mój stosunek do Facebooka. Chcę sam wybierać to, co widzę i czytam. To zwyczajna manipulacja, którą Facebook wchodzi między mnie i moich znajomych, przyjaciół. Ręce precz

Chcesz pomóc, ale nie tak łatwo

Wyobraź sobie, że chcesz pomóc. Masz trochę gotówki, albo trochę czasu i sił. I pomysł. Chcesz zrobić coś dla kogoś, zastanawiasz się – dla kogo. Znajdujesz wreszcie człowieka, grupę ludzi, miejsce, instytucję… Odbiorcy mogą być różni, ale sprawdziłeś najlepiej jak umiałeś i uwierzyłeś w to, że Twój dar, zaangażowanie, czas, siły, nie pójdą na marne.

Ja bym ci radził – nie opowiadaj o tym innym. Wiem, że może pomyślisz, że ktoś jeszcze by się przyłączył do ciebie, ktoś, kto też chce pomóc, albo twoja działalność będzie inspiracją dla innych. Tak, to możliwe. Ale możliwy i prawdopodobny jest inny scenariusz – znajdą się ludzie, którzy dowiodą, że źle wybrałeś. Że powinieneś dać nie temu, któremu dałeś, albo nie to, co dałeś. Albo że nie należało tak po prostu dać, tylko pod pewnymi warunkami. Albo dać nie teraz, ale potem. Słowem – że to powinno się zrobić trochę inaczej, albo bardzo inaczej, albo w ogóle nie robić.

Co ciekawe, ci ludzie będą przekonani, że działają w pełni życzliwości serca, będą udowadniać, że działają z troski o ciebie, albo o obdarowanych. W imię poczucia obowiązku i objawiania prawdy podetną ci skrzydła, zachwieją twoją wiarą w sens twojego daru. Będą chcieli, żebyś działał według ich schematu, przekonania, wyobrażenia. Będą posuwać się w argumentacji, dodadzą argumenty emocji – że są zasmuceni, jest im przykro, może nawet, że zostali zgorszeni. Czekać cię będzie trudna próba mimo prostego faktu, że twój dar możesz dać komu chcesz i masz do tego pełne prawo.

Gdzie te pryncypia

Ludzka małość… nie ma jak się przed nią bronić. Do pewnego stopnia można działać pozytywnym wpływem, przekonywać, brać na swoje barki. Powyżej pewnego nasilenia tej małości – trzeba się oderwać, bo małość wciąga i pogrąża. Małość narzuca swój mały sposób myślenia i co jest trudne – nie dać się sprowokować, nie stracić z horyzontu pryncypiów, nie wejść w gierki, politykę, wyobrażenia.

Przykłady:

  • kiedy nadrzędnym celem staje się to, by ktoś nie poczuł się urażony,
  • gdy hołduje się spokojowi za cenę dopuszczania i powielania mistyfikacji,
  • kiedy ludzie zaczynają nieobliczanie domyślać się, co kryje się za prostymi słowami, oświadczeniami innych, gdy zaczynają podejrzewać, gdy teorie w ich głowach rosną do gwiazd
  • gdy dochodzi do szantażu przewidywanym, rzekomym zgorszeniem „tych najmniejszych”
  • gdy jeśli komuś się powiedzie, to ktoś inny czuje się gorszy,
  • gdy ktoś zrobi coś dobrego jednemu, a nie drugiemu,
  • gdy nie można powiedzieć: „nie wiem”, „przypuszczam”, „wydaje mi się”, bo zwroty te są kojarzone ze słabością.

Ludzka kondycja moralna nie jest opisywana teorią względności. Można ją zmierzyć, a przynajmniej – porównać między dwoma ludźmi. Dość z poprawnością polityczną, że niby wszyscy jesteśmy tacy sami. Nie jesteśmy.

Wiem, że moje pisanie wygląda może na „wywyższanie się”. Ale jest taki moment, w którym trzeba powiedzieć wreszcie wprost, za cenę oskarżeń o brak pokory, niezrozumienia. Po prostu: dość. Pomagać trzeba „maluczkim”, ale nie tym, którzy twierdzą, że wiedzą co robią. Sensem życia nie jest trwanie w męczącym zwarciu z tymi, którzy mają, powiedzmy oględnie, inny styl. W innym miejscu, wobec innych ludzi, można zrobić o wiele więcej, będą zadowoleni, ucieszą się, wiele zyskają.

Ku pokrzepieniu serc

Wszystkie myśli dnia umierają wieczorem, wszystkie te myśli, które ożywiały marzenia o kolejnym opowiadaniu, felietonie, tekście jakimkolwiek. Marzenia o skleceniu prozy, co na pierwszy i drugi rzut oka nie będzie „ku pokrzepieniu serc”, ale pokrzepi, choć nie wprost, ale niezauważalnie.

W sumie pokrzepienie ma sens, tylko pokrzepienie. Pokrzepiony może zająć się czymkolwiek, np. graniem na tablecie, trenowaniem piłki nożnej, spacerowaniem, czytaniem Bruno Shultza, badaniem wysokoenergetycznych neutrin, omiataniem szkieletu nad Morzem Martwym, kontemplowaniem symfonii Mykietyna, planowaniem strategii finansowej. No czymkolwiek czymkolwiek. Warunkiem brzegowym działań człowieka jest pokrzepienie. Pokrzepiony może i nie wiedzieć, że jest pokrzepiony, z kolei niepokrzepiony odczuwa wyraźny brak czegoś, nawet jeśli nie zdaje sobie sprawy, że chodzi o pokrzepienie.

Ciekawe, że ludzie oczekujący na pokrzepienie przejawiają często zadziwiającą wrażliwość na wszystko. Tak, jakby spodziewali się pokrzepienia (nawet nie nazywając go tak) w każdej chwili, bo potrzebują go po prostu. Czepiają się zdarzeń, ludzi, zbiegów okoliczności, przypadków, zmiany pogody, znalezionej monety na ulicy, przypadkowego, przelotnego uśmiechu, wiążą z nim nadzieje, że to ono, że już.