Po sobie ślad

Pisze, żeby zostawić po sobie ślad. Jest tuż przed północą, za chwilę zamierza położyć się i zasnąć. Nie jest pewien, czy się obudzi, kiedy, i w jakiej rzeczywistości. Możliwe, że tych kilka słów będzie ostatnim jego śladem. A jeśli ktoś je przeczyta, tym samym potwierdzi istnienie piszącego, jego istnienie, w momencie, gdy pisał.

To bardzo ważne. Dlatego pisanie jest aktem znaczącym. Człowiek w końcu rozleci się, rozłoży, zniknie, ale słowa, które napisał, wydobył z siebie, sformułował i ułożył w ciąg znaków, pozostaną. Dlatego to tak ważne. Człowiek nie jest kimś dlatego, że żyje czy żył, ale dlatego, że coś po sobie pozostawił. Pozostawił świadomie, bo chciał, bo pomyślał, coś poczuł.

Pierwsza kolacja w nowym pokoju

W pustych ścianach pomieszczenia obok niesie się dźwięk płynący z głośnika. To akcja sceniczna. Wszyscy, którzy pracują w zespole obsługi sceny, muszą podczas spektaklu słyszeć akcję sceniczną.

Siedzę w pokoiku, przedsionku, i jem pierwszą kolację w moim nowym biurze. Ach, jak wiele trzeba przynieść do pustych ścian, żeby zjeść prostą, ciepłą kolację! Lodówka już jest, kuchenka elektryczna, talerz, kubek, pudełko z herbatą, zaparzacz. W ostatniej chwili okazało się, że brakuje widelca. Mam zlew, lecz jeszcze bez kranu, więc na razie noszę wodę w plastikowych butelkach. Trzeba będzie pozmywać naczynia, szukam więc płynu do mycia, gąbki, jakiejś półki. Na ścianie zapiąłem już malutką suszarkę, którą mam od kilku lat. Jest krzesło i mały stolik (pozostałość po którymś ze spektakli). Zawieruszył się czajnik. 

(Kilkanaście lat temu Ioana i ja kupowaliśmy pierwsze rzeczy do naszej pierwszej kuchni. W naszym miasteczku, w domu towarowym, było małe stoisko z deskami do krojenia, nożami, tarkami, garnkami, szklankami, literatkami i masą drobiazgów potrzebnych do gotowania. Kupiliśmy na początek tyle, że zmieściło się w reklamówce, a sprzedawczyni, jakby zagubiona, zdezorientowana czy może onieśmielona? dwa razy sprawdzała skrupulatnie, co do grosza, czy nie pomyliła się w kwocie.)

Tworzę historię nowego miejsca. W połowie schodów jest półpiętro, tam przerywa się ciąg poręczy, wchodzę w lukę, omijam kraniec schodów, oklejony miękką wykładziną W ciemnościach majaczą drzwi. Skrzypią straszliwie, trzeba pomyśleć o płynie do smarowania. Ciągle szukam wyłącznika od światła, jest po innej stronie, niż powinien. Rozświetla się mała przestrzeń pomalowana na bladobeżowy kolor. Po lewej stronie kolejne drzwi, zza których dobiega odgłos ulicy, odbity od pustych ścian i bardzo wysokiego stropu. Tam będzie studio fotograficzne.

Teraz, właśnie teraz, wszystko jest jeszcze nowe, niezwykłe, nieopatrzone, niedopatrzone. Jeszcze nieokreślona liczba kroków między drzwiami i biurkiem, oknem i łazienką. Niepoukładane przedmioty, nieznane przeznaczenie półek. To potrwa już niedługo, już przemija to pierwsze wrażenie, nieodwołalnie odchodzi wraz z każdym otwarciem drzwi, przesunięciem wzrokiem po ścianach, z każdym sprzętem, który znalazł swoje miejsce.

Cudu!

Wyprowadzam się na duchową pustynię. Patrzeć tępo w ścianę, to nie wykroczenie. Nie myśleć o niczym przez trzy godziny to nie przestępstwo. Nie odzywać się do nikogo przez pół dnia, nie odpowiadać na pytania, nie reagować, ignorować, nie odwracać się na zawołanie, nie być gotowym do pomocy, nie zgadywać niczyich chęci, przechodzić obok, mimo, nie kojarzyć, nie pamiętać, nie wiedzieć – ach, nie wiedzieć! – ba, nie widzieć!! – to nie zbrodnia. To ulga, wytchnienie, nadzieja, przeświadczenie, wizja, objawienie, przywilej, olśnienie, fenomen, odkrycie, cud…!

Cudu trzeba, cudu! Obłoku, który zasłoni przed faraonem, czerwonego morza, które zaraz się rozstąpi*, łagodnego powiewu na Horebie** wśród pękających skał. Pustyni i twardych kamieni zamiast chleba***, by przeżyć, odżyć, odrodzić się, ponowić, przypomnieć siebie, odtworzyć to najważniejsze, co wymknęło się z rąk, zniknęło z pola widzenia, zagłuszone w tumulcie i wrzawie.

Reset, gdzie jest klawisz reset! Zaczynamy od początku, lepszego początku, lepsze życie, niż kiedykolwiek.

 

 

* obłoku, który zasłoni przed faraonem, czerwonego morza, które zaraz się rozstąpi – przywołanie historii wyjścia Izraelitów z Egiptu

** łagodnego powiewu na Horebie – nawiązanie do podróży Elijasza

*** pustyni i twardych kamieni zamiast chleba – przywołanie czterdziestodniowego postu Jezusa

Zawsze razem

Wstałem nad ranem, to znaczy dwie godziny przed wschodem. Ale tylko po to, żeby pójść do kibelka. No tak się dzieje, gdy przed snem, dłubiąc na komputerze wypije się buteleczkę piweczka. No nieważne, chodzi o to, że zaglądnąłem przy okazji do dzieci. Jedno śpi wyprostowane, drugie skulone. Ale oboje pod kocem i dobrze, bo rano nie będą marudzić, że zziębnięte. I tak mi przyszło do głowy, że tylko jedna rzecz mi przeszkadza, że nie będziemy razem zawsze.

„Być zawsze z dzieckiem!” już słyszę wołanie o pomstę Wieśka „czekaj, dzieci by cię za to błogosławiły!”. No wiesz Wiesiek, nie chodzi o to, że mielibyśmy być ze sobą zawsze. Pewnie, że nie. Chodzi mi o to, że one… a my, a ja… no tego, wiesz. „Człowieku, one nawet nie będą takie same, chciałbyś, żeby na zawsze takie małe…?” No nie, oczywiście. Ja wiem, że rosną, zmieniają się… „No właśnie, to są i tak już inni ludzie, niż kiedyś”. No tak, ale my to ciągle jesteśmy my. ”Tak ci się tylko wydaje, bo masz pamięć i widzisz, że to niby to samo dziecko, ale to jest ciągle inny człowiek”.

Zacząłem dyskusję z Wieśkiem przed piątą rano i dyskutujemy już w sumie siedem minut. To niedobrze wróży na resztę dnia, który zresztą się jeszcze nie rozpoczął. Chyba dam spokój, powiem, że Wiesiek masz rację i że idę spać. Co więcej, jestem przekonany, że Wiesiek dobrze wie, o co mi chodzi, dlaczego więc on mi nie przyzna racji? Mógłbym mu powiedzieć wtedy Wiesiek, pierwszy raz przyznałeś mi rację, chodźmy spać.

Nie nie nie, trzeba to przerwać, tylko jak skończyć, jak wybrnąć, skoro już się raz zaczęło dyskusję z Wieśkiem.

Słońce wzeszło krwawo. Powtórka z lekcji przyrody

Słońce wzeszło. Krwawo, rdzawo. Tak samo jak w czerwcu i lipcu. Prawie tak samo.

Nas nie oszuka. Uczyliśmy się geografii, fizyki, trochę astronomii. Wzeszło nad domem Kwiatkowskiego. A w czerwcu wschodziło u Murawskiego. Różnica jest spora. Teraz słońce wschodzi zupełnie gdzie indziej. Już mniejsza o to, gdzie zachodzi. Na samym wejściu się spóźnia, tak przynajmniej dwie godziny. Wcześniej też ucieka.

Słońce chce być z nami coraz krócej. „Mam gdzie indziej więcej roboty”, tak się tłumaczy. Wszyscy tak się tłumaczą, kto dziś nie ma więcej roboty? Wiemy, że słońca nie da się powstrzymać, uczyliśmy się trochę astronomii. A z lekcji przyrody wiemy, co to oznacza. Żółte i czerwone liście na przykład. Na samym początku to nawet przyjemne, ale potem spadają i zostawiają nagie gałązki, gałęzie, konary, całe korony. Chodzimy wśród szeleszczących liści, ale też krótko, do pierwszego deszczu. Który musi nadejść i szybko nadchodzi. Potem liście zmieniają się w bryję, jeśli się ich zawczasu nie posprząta. Wszystko zmienia się w bryję, nawet bielutki śnieg. Niektórzy mówią, że zima to jedna wielka bryja, ja wolę powstrzymać się od oceny. Wolę o tym nie myśleć.

W samym centrum bryi, w największym kryzysie, słońce opamięta się wreszcie, mam nadzieję. Do tej pory tak było, lekcje przyrody podtrzymują nas na duchu. Trzeba dobić do dna, by zobaczyć, że za dużo się pracuje. Wtedy zaczyna się wracać. Mówię mu o tym teraz, ale nie chce słuchać. W końcu samo zobaczy.

Pejzaż, fot. Piotr Kubic

Dopóki nie śpię

Dopóki nie śpię, kontroluję to, co się ze mną dzieje. Tak mi się przynajmniej wydaje. Zapadnięcie w sen jawi się jako coś, co może przynieść nieprzewidywalne następstwa. Bo wcale nie ma pewności, że się obudzę. Dlatego dopóki nie śpię, wiem, co robię, wiem że jestem. Kiedy złożę pałeczkę dyrygenta choć na chwilę, orkiestra może stwierdzić, że radzi sobie beze mnie.

Dlatego zanim zasnę, bo przecież jest to nieuniknione, próbuję jakby zamknąć rozdział. Dopisać go do końca, by przypadkiem nie pozostało niedokończone zdanie. Zanim zasnę – zamienić jeszcze jedno słowo z kimś, kto siedzi po drugiej stronie stołu. Przeczytać jeszcze jedno zdanie. Wypić pół kieliszka wina i zjeść dwa okienka czekolady. Dlatego zasypianie tak długo trwa. Tak naprawdę próbuję je ociągać jak najdłużej.

To miałoby sens, gdybym rzeczywiście miał się nie obudzić. Ale, jak do tej pory, budzę się każdego ranka, tyle tylko, że niewyspany. Na wpół żywy. To mi daje do myślenia – gdybym zaczął doprowadzać przeciąganie zasypiania do perfekcji, to za którymś razem rzeczywiście bym się nie obudził. Padłbym ze zmęczenia. I odwrotnie – gdybym jednak szybciej zasypiał wieczorem, to budziłbym się w lepszej kondycji, czyli bardziej żywy. Być może wszedłem na drogę realizacji samospełniającego się proroctwa. Skoro ciągle myślę o tym, że rano mogę się nie obudzić, to wkrótce sam do tego doprowadzę.

Co robić? Za dziesięć minut nadejdzie północ. Należy: 1) położyć głowę na poduszce, 2) zamknąć oczy. I wszystko jedno, czy jutro miałbym się obudzić czy nie. Na wszelki wypadek – poproszę żonę, żeby tu napisała kilka słów, gdybym jednak się nie obudził. Dobranoc.

cmentarz fot. Piotr Kubic

Nie tak długo będzie trwał rozwój

„Zmiany, których będziemy świadkami w ciągu najbliższych kilkunastu lat będą większe niż te, które zaszły w całym wieku XX.” – prof. Dennis Meadows.

Zmiany te niestety nie będą „na lepsze”. Cytuję większy fragment wypowiedzi profesora, który w latach 70-tych zrealizował pracę badawczą pt. „Granice wzrostu”.

Nasz system gospodarczy i finansowy jest narzędziem, które opracowaliśmy i które odzwierciedla nasze cele i wartości. Ludzie nie martwią się o przyszłość, koncentrują się wyłącznie na problemach bieżących. Dlatego mamy tak poważny kryzys zadłużenia. Dług jest przeciwieństwem obawy o przyszłość. Każdy, kto zadłuża się mówi: Nie obchodzi mnie to, co się stanie. A gdy dla wielu ludzi przyszłość nie ma znaczenia, tworzą system gospodarczy i finansowy, który niszczy przyszłość. 

 

Nie chodzi tylko o zadłużanie się w bankach, ale o eksploatację zasobów naturalnych Ziemi bez żadnych ograniczeń. To nie może się dobrze skończyć. Jeśli człowiek sam nie ograniczy konsumpcji (a nie wygląda na to, aby miał ograniczyć), zrobi to sama planeta. Jak pokazują analizy i symulacje przyszłości, w ciągu najbliższych kilkunastu lat należy się spodziewać katastrofalnych efektów.

Powyższe cytaty jak i następne pochodzą z wywiadu Nic już nie poradzimy.

 

Satysfakcjonujące cele wzrostu ilościowego mogą być źródłem ogromnych zysków dla organizacji, które reklamują się w mediach. Satysfakcjonujące cele jakościowe nie oferują tego samego potencjału zysku, przynajmniej w krótkim terminie. Zatem reklamy stymulują wzrost fizyczny. Jesteśmy w kieracie, który obraca się coraz szybciej, ale prowadzi donikąd. Aby wytworzyć coraz większą ilość dóbr fizycznych, ludzie, kultura i środowisko zostały zdegradowane w sposób uniemożliwiający im zapewnienie satysfakcji jakościowej, którą dawały niegdyś. Aby zastąpić te utracone wartości – spokój, wspólne obcowanie, piękno, zdrowe środowisko itp. – konsumujemy coraz więcej dóbr fizycznych. A to degraduje nasze środowisko i kulturę jeszcze bardziej.


Poniesiemy porażkę, ponieważ wzrost standardów życia i liczebności populacji jest znacznie większy niż oszczędność na wydajności i alternatywnych źródłach energii. Dlatego emisje CO2 będą rosły nieprzerwanie. 


Technologia to tylko narzędzie. Jak już wspomniałem wszystkie narzędzia odzwierciedlają wartości i cele osób lub organizacji, które ją opracowują. Ze względu na to, że dominujące wartości i cele są krótkoterminowe, egoistyczne i skoncentrowane na wskaźnikach ekonomicznych nie ma żadnego sposobu na uniknięcie upadku.

 

Nawet jeśli uda nam się dramatycznie zwiększyć wydajność wykorzystania energii, zastosowanie źródeł odnawialnych, a także ponieść wiele bolesnych wyrzeczeń, aby ograniczyć konsumpcję, nie mamy żadnych szans na przedłużenie życia obecnego systemu. Produkcja ropy zmniejszy się w przybliżeniu o połowę w ciągu najbliższych 20 lat (…) Proces zachodzi zbyt szybko.

 

Oto przykład: mam bogatą sąsiadkę. Jej rachunek za prąd pochłania powiedzmy 1 procent dochodu. Pewnego dnia uderza huragan Sandy i dom traci zasilanie. Czy jakość życia sąsiadki spadnie o 1 procent? Nie. Jedzenie zepsuje się, światła pozostaną wyłączone, praca będzie niemożliwa. To katastrofa. Proszę się rozejrzeć wokoło. Krzesła, okna, światła – wszystko jest tu z jednej przyczyny: korzystamy z taniej energii.

 

Bogaci mogą wykupić się z wielu opresji. Koniec paliw kopalnych będzie przebiegał stopniowo. Ale zmiana klimatu i tak uderzy w kraje uprzemysłowione bez względu na pozostałe okoliczności. Zapis geologiczny wyraźnie demonstruje, że globalna temperatura nie wzrasta w sposób liniowy. Skacze. Kiedy tak się stanie, upadek nastąpi natychmiast. Oczywiście to nic nowego. Społeczeństwa powstają i upadają od wielu tysięcy lat.

Rozmrażanie siebie

Poprzedni wpis o lodówce powstał z powodu pewnego tematu, który w końcu się nie pojawił. Ma z nim wspólny mianownik duża reklamówka z butami, pozostawiona w korytarzu po przyjeździe, a przed kolejnym wyjazdem, nieważne, że między jednym a drugim mijają dwa tygodnie. Wieszaki w szafie z koszulami, spodniami, na każdym z nich jedna koszula lub jedna para spodni. Poukładane w określonym porządku. Kilkanaście koszul, kilkanaście par spodni, to jeszcze nie tak dużo. Worki zabawek dla dzieci, worki pluszaków. Zwykłe rozmrażanie lodówki, w której, jak się wydaje, nie ma wcale tak dużo, uświadamia, że otaczam się mnóstwem rzeczy. Dożyłem czasów, w których nie kupuje się jedzenia nie dlatego, że nie ma pieniędzy, ale że po prostu niezdrowo jest dużo jeść. A idąc do sklepu z zabawkami nie kupujemy nie dlatego, że nie mamy pieniędzy, tylko dlatego, że w domu nikt już nie ogarnia ilości zabawek.

Czymś błogosławionym jest np. przeprowadzka, choć w pierwszej chwili ma się ochotę ją przeklinać. Gdybym tego nie widział na własne oczy, nie uwierzyłbym, ile sam nagromadziłem przedmiotów. W czeluściach szafek, szufladek, półek gdzieś tam z tyłu… Są miejsca, do których przez lata nikt nie zagląda. A jeśli już trzeba, bo nie ma wyjścia, problemem staje się przywiązanie do rzeczy.

Nie chodzi tylko o rzeczy materialne. Zwykle z każdą z nich wiążą się szczególne wspomnienia. Ale chodzi o nawyk, który przekształca się w zbieractwo. Najbardziej zatrważa mentalne uzależnienie siebie. Przywiązanie do tego, co było, ze strachem, że utracimy historię, czyli to, co mamy najcenniejszego, czyli jakby siebie. Lecz przecież my to przyszłość. My to nie tylko historia. Zresztą tej historii nie dal się pozbyć, ona jest w nas, czy tego chcemy czy nie. Więc zamiast tylko przeglądać stare fotografie, warto pomyśleć o nowych, które jeszcze przyjdzie wykonać. Przeprowadzić rozmrażanie siebie, niech stara pokrywa lodu spłynie do wanienki.

A propos, w naszej lodówce, pojemniki do lodu, z powodu szronu, były nie do użycia przez… nikt nie wie jak długi czas. Teraz wreszcie można zrobić koktajl z lodem 🙂

Może to koniec

Wczoraj siedziałem chwilę przed pustym okienkiem na tym blogu. Miało ono tytuł „Treść wpisu”, i pozostało puste. Może dlatego, że wczoraj była mgła, a wiadomo, że kiedy jest mgła, to nie ma wiatru. Dlaczego wiatru? Dlatego, że zgodnie z wpisem Wiatr… pisanie idzie mi wtedy, kiedy wieje.

Może chodzi o to, że wiatr mojego życia się uspokaja. Do pisania ciągnęło mnie, gdy nie mogłem usnąć. A wczoraj Ioana zaproponowała, żebym tak po prostu poszedł spać, i poszedłem. I usnąłem.

Brzmi niepokojąco? Chyba tak. Bo jeśli tak dalej pójdzie, ten blog przejdzie do historii. A przecież dopiero co zgłosiłem go do konkursu. Cóż, nie pierwszy to raz w moim życiu zdarzy się, że kiedy próbuję wypłynąć na szersze wody, wyprawa raptem się kończy.

Ale zaraz, konkurs ma tytuł „Blogu 2012 roku”, więc w zasadzie mogę przestać już pisać. To, co napiszę, albo czego nie napiszę, w tym roku, ani w żadnym kolejnym, nie powinno mieć wpływu na wynik konkursu.

Ale zaraz! Przecież i tak powiedziałem sobie, że nie walczę o nagrodę, a zgłosiłem się z powodu nagłego, niewyjaśnionego impulsu. Nie mam zamiaru nikogo agitować i wygłupiać się wpisami na facebooku, twitterze, na trzech portalach na których zamieszczam swoje materiały ani na dwóch innych blogach: głosujcie na pk.blox.pl!

Ale….. teraz zdałem sobie sprawę, że może tamte blogi miałyby większe szanse niż ten….. Może źle wybrałem, pod wpływem niewyjaśnionego i nagłego impulsu… Wietrze, przybądź! Wskaż drogę, ratuj, uspokój!…

Wyglądam za okno. Niepewne kształty w ciemności, czy to drzewa? Czy się chwieją?

Tak…. tak. Tak!

Do śmierci…

…jak się przygotować? Dziś wpadła mi myśl – to tak, jak przygotować się do snu wieczorem. Z tym też nie mogę się pogodzić, co dzień prawie tak samo. Jak to zrobić, aby spokojnie zakończyć sprawy dnia, następnie toaleta, przebranie do pidżamki i powolne dojście do łóżka. Potem – jeden ruch – pod kołdrę, westchnienie, przesunięcie wzroku po suficie, wsłuchanie się w szmery, i zamknięcie oczu…