Chłopak nie uśnie dopóki matka (albo ojciec) nie położy się obok niego. Potem chłopak przytula się na moment, po czym mówi: odwrócę się do ściany na chwilę. Po pięciu sekundach rozlega się jego równy oddech. To jeszcze nie ten sen. Za pół minuty, może minutę, chłopak odwraca się i znowu przytula. Potem bierze rękę ojca (albo matki), kładzie ją sobie na piersi i przyciska swoimi rękami. Tak odwraca się do ściany mówiąc: jest mi dobrze. I powoli zasypia. Teraz można delikatnie spróbować wyciągnąć rękę, obserwując reakcję chłopaka, słuchając jego oddechu. Na koniec okrywamy go kocem i zostawiamy.
Nie ma prawa grać na pianinie
Jest wieczór. Wieszam pranie. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem wieszałem pranie. Kto zwykle wiesza pranie…?
Nie powinienem pytać. Powinienem raczej napisać: ktoś inny na co dzień wiesza pranie.
Ale zaraz. Przecież wiem, kto zwykle wiesza pranie, dlaczego więc nie napisać – kto?
Bo tym razem nie chodzi o to, kto wiesza pranie, tylko że nie robię tego ja.
Przewrotne. W ten sposób skupiam się na sobie, nawet jeśli to nie ja wieszam pranie. A to żadna zasługa. I to jest co najmniej dziwne. To nie fair. Ha, to nie jest dziwne, to po prostu egocentryzm.
Chciałem wieczorem grać na pianinie, lecz potknąłem się o miskę z praniem do wywieszenia. Potem okazało się, że aby je wywiesić, muszę złożyć to pranie, które zajmowało suszarkę. Bo nie było wolnego miejsca. Złożyć to nie tak łatwo, złożyć – nie tak hop siup. To posegregować na cztery osoby, włożyć do szafy każdej z nich, na półkę, do szuflady. Niosę pranie do pokoju, a tam sterta prania do prasowania. Psia kostka. I jak tu grać na pianinie…
Widowisko artystyczne
Dziś oszalałem. Na imprezie pt. „Widowisko artystyczne dzieci i młodzieży niepełnosprawnej” zrobiłem tysiąc sześćset zdjęć, głównie dlatego, że nie mogłem się skupić i zabrakło pod koniec sił fizycznych. Wskutek tych niedomagań doszedłem do wniosku, że lepiej częściej naciskać spust, bo jest większe prawdopodobieństwo, że złapię coś sensownego. Tryb migawki przełączyłem też na „szybki”, więc szybko się zdjęcia robiło. Szybko, co znaczy w efekcie – dużo.
Basistka
O przedstawieniach teatralnych nie powinno się pisać. Podobnie jak o malarstwie, fotografii, czym tym bardziej muzyce. No chyba, że już nie ma innego wyjścia, bo samo dzieło, w postaci źródłowej, jest niedostępne. Tak jak właśnie spektakl teatralny, który istnieje tylko i wyłącznie w teatrze. Każdy jego zapis audiowizualny jest już czymś innym, niż spektaklem teatralnym.
Tak więc choć kłębią mi się w głowie różne obserwacje i wnioski, nie zamierzam ich tu rozwijać. Może choć tych kilka zdjęć, które dobierałem kierując się delikatną, wspólną linią ich łączącą. Kosmosem.
jestem
Jestem winien Wam ten wpis (o ile ktoś tu bywa i czyta): jednak obudziłem i piszę ja, Piotr, nie moja żona. Gdybym nie napisał wczoraj tego, co napisałem, dziś rano miałbym spokój, a tak – poczułem obowiązek otwarcia komputera, wejścia na ten blog i dania znaku życia.
W każdym razie znów mam poczucie, że skoro nie śpię, to kontroluję moje życie. Ale to pewnie jest złudzenie. A! I jakoś udało się uzyskać świetny wynik glikemii na czczo, 85 mg/dl…! Ciekawe… Czyżby dlatego, że objadłem się czekoladą na dobranoc…?
Dobrej środy!
Mężczyźni w polarach
Mężczyźni, którzy opatulają się w miękkie koce lub ubierają grube polary z kapturami, nasuwając je głęboko na czoła, tęsknią za matczynym łonem. Było im tam przytulnie, czuli się bezpiecznie. To nie ci sami, którzy z rubasznym śmiechem popijają piwo w rozchełstanych, niedopiętych na piersi koszulach, gdy z pomiędzy guzików wyglądają poskręcane włosy. Ci pierwsi są cofnięci, schowani w sobie, jakby zbyt energicznymi ruchami lub głośnym, bezpretensjonalnym śmiechem mieli skaleczyć lub obrazić dobroduszne powietrze wokół nich. Ci drudzy zaciągają się powietrzem i zamiast ono ogarniać ich, to oni zamykają je w sobie, trzymają tak długo, jak chcą, a potem wypuszczają na zewnątrz, zużyte.
A jednak różnica między tymi dwoma typami może się wydawać pozornie prosta. Kobiety, nie dajcie się ponieść pozorom. Rubaszności nie warto utożsamiać ze zdecydowaniem i konsekwencją, a nieśmiałości – z brakiem wizji na życie. Możliwe, że łatwiej się porozumieć z facetem, który nie ukrywa, że potrzebuje czasem wspomnienia z dzieciństwa. A trudniej z tym, który przeważnie zgrywa podległego tylko sobie bohatera.
Pada deszcz
Przybiegł deszcz. Stroskana matka pokrywa swoją troskę powtarzanymi radami, tymi samymi od kilkunastu lat, zastygłymi jej na ustach w podobnych konfiguracjach, które już nie pasują do coraz starszych, coraz bardziej samodzielnych dzieci. Czy wziąłeś parasol? Masz się gdzie schować? Przebierz się zaraz po przyjściu.
Inna stroskana matka, której dzieci mają już swoje dzieci, poszukuje kolejnych, cudzych dzieci (dlaczego by nie cudzych?), choć na pół godziny, na pół dnia. By wykształcone do perfekcji, przez lata, w bólu i cierpliwości, odruchy nie trafiały w pustkę, choć przez chwilę. By się jeszcze komuś do czegoś przydały.
Chyba większość kobiet, które stały się matkami, nie przestaje nimi być nigdy. Może zadaniem ojca jest zacząć chronić dziecko przed jego matką wtedy, gdy nadejdzie właściwy czas.
Życie zdaje się ciągłym poszukiwaniem, potem odnajdywaniem, po którym nieuchronnie nadchodzi zagubienie. I dalej, jeśli tylko ludzie są skłonni podjąć poszukiwanie na nowo, mimo rozczarowania, że już wszystko było dobrze i nie wiadomo dlaczego nie jest, to znów odnajdą coś, ale nie to samo co wcześniej, tylko trochę coś innego. No chyba, że już nie chcą poszukiwać.
Deszcz jeszcze przechodzi nade mną, słyszę go z okna, przecież nie czuję na samym sobie. Nie jestem nastolatkiem, który by pozwolił kroplom spadającym z nieba lądować na swoim karku zupełnie tak sobie, dla własnego widzimisię, bez głębszego powodu. I może szkoda.
Nieuniknione uczucia
Tkwią w nas uśpione, ale silne lęki, które czasem, w pewnych konfiguracjach przestrzeni, osób, nastrojów, dochodzą do głosu i biorą zupełną kontrolę nad nami. Logiczne myślenie zdaje się nie działać. Ależ nie, ono działa, ale jest zupełnie podporządkowane lękom. Wtedy z łatwością znajduje się wszelkie argumenty, które potwierdzają, że strach jest uzasadniony. Nie ma innej opcji, inne możliwości nie istnieją.
Ogarnia mnie gorzki śmiech kiedy czasem ktoś powie, że to logika ma panować nad emocjami i koniec kropka. Postulat jest nie tylko utopijny, ale chybiony nawet, gdyby rozpatrywać go jako abstrakt ideologiczny. Bo ludzka konstrukcja jest z góry określona – najpierw jest emocja, a dopiero potem, ewentualnie, może zadziałać logika. Bez emocji człowiek nie jest w stanie podjąć jakiejkolwiek decyzji, czyli w konsekwencji – żadnego działania.
Dlatego, żeby zapewnić sobie w miarę jako takie życie, trzeba próbować wpływać na swoje emocje. To jest trudne, bo działa jak bomba z opóźnionym zapłonem. Na emocje, które będziemy czuć za pół roku, za dwa czy pięć lat pracujemy już dziś i pracowaliśmy w ciągu poprzednich lat. Własne emocje trzeba obchodzić z tyłu, okrężną drogą, bo zaprzeczyć im, rozkazać im się nie da. I co gorsza – emocje i tak trzeba przeżyć, i tak nas dopadną. Również te okropne, czyli rozczarowanie, opuszczenie, strach. Nie uchronimy się też od nienawiści, na pewno – od zazdrości.
Rozmowy rodzinne
Beniamin:
– Tata, kiedy będziemy grać w piłkę??
– Nie teraz – odpowiadam – teraz robię zdjęcie.
– To kiedy będziemy grać?
– Jak dojdę do ściany. To znaczy…. Muszę sprawdzić wszystkie pomysły i wszystkie wątpliwości, jakie mi przyszły do głowy. Kiedy nie będę wiedział, co dalej robić, wtedy zagramy.
– Tata, ale to będziesz robił całe dnie, bo ty jesteś taki mądry – jęknął z rozczarowaniem.
– Właśnie nie. Zaraz mi się skończy natchnienie.
– Tata, traktuj to, co powiedział Beni, jako komplement – zaproponowała Sara.
– A! Dziękuję! Świetna rozmowa, muszę ją opisać na blogu.
Na to Beni:
– Ojej, szkoda, że powiedziałem ten komplement…
– Nie nie, bardzo dobrze, świetnie! – odparłem szybko – Tylko muszę zapisać teraz, bo zaraz zapomnę.
– To zapomnij! Bo kiedy będziemy grać??
– Oj, już zapomniałem… Przypomnijcie mi! Jak to było? – rzuciłem w stronę dzieci, otwierając komputer.
– Ja ci nie powiem – zdecydował Beni.
– Ja chyba też zapomniałam… – zamyśliła się Sara.
– I to będzie bardzo dobre ćwiczenie literackie! – zdecydowałem. Wyciągnąłem ręce nad klawiaturę i zacząłem pisać…
Kosmosy
Mikrokosmosy wokół. Wszędzie. W głowach najbliższych, i każdego z mijanych przechodniów. Szufladkowane ad hoc, na poczekaniu, czy też podczas wieloletnich badań, i tak wymkną się najbardziej szczegółowej klasyfikacji… Nigdy nie podlegające kontroli i przewidywaniom.
Współistniejemy z nieskończonością za każdym razem, gdy uda się choć przez chwilę, choć trochę poczuć drugiego człowieka. Choćby tylko mając takie wrażenie.
Ta niepewność, czy naprawdę się poczuliśmy, czy tylko się wydaje, jest nie do wyjaśnienia rozumem, nie do zbadania tak, by nie było wątpliwości. Próbowałem wiele razy i widzę czasem, jak inni próbują. Bezskutecznie. Jest tylko jeden sposób – wiara. Jeśli uda się zaufać, uwierzyć…
Czarna limuzyna
Odbijają się konary drzew w karoseriach naszych samochodów, gdy pędzimy przez miasto. Ani nie wiemy kiedy. Przeglądają się chmury, że teraz, wiosną, takie mniej uczesane. Uliczne latarnie głaszczą maski i błotniki, zbyt delikatnie, byśmy je czuli. Deszcz z przedwiośnia puka do zasuniętych szyb.
Ktoś rozmawia z kimś bliskim, bez nas, na temat zasadniczy. Dowiemy się o tym z porannej gazety, którą znajdziemy trzy dni po wydaniu, złożoną starannie na przystanku. Tłumy całe prześlizną się lśniącymi cieniami po nawoskowanych bokach bolidu, gdy w godzinach szczytu będzie przemykał alejami, jakby nie dotyczyły go ograniczenia prędkości, zakazy i nakazy. Jakby ani nie mogły mu przeszkodzić stojące w kolejkach samochody. Jakby nie miał wstydu, a może jakby mu było wszystko jedno. Jakby nie mógł już odczuć ludzkiego smutku, rozpaczy, nawet fascynacji.
Idealne odgrodzenie się od świata.