Jest wieczór. Wieszam pranie. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem wieszałem pranie. Kto zwykle wiesza pranie…?
Nie powinienem pytać. Powinienem raczej napisać: ktoś inny na co dzień wiesza pranie.
Ale zaraz. Przecież wiem, kto zwykle wiesza pranie, dlaczego więc nie napisać – kto?
Bo tym razem nie chodzi o to, kto wiesza pranie, tylko że nie robię tego ja.
Przewrotne. W ten sposób skupiam się na sobie, nawet jeśli to nie ja wieszam pranie. A to żadna zasługa. I to jest co najmniej dziwne. To nie fair. Ha, to nie jest dziwne, to po prostu egocentryzm.
Chciałem wieczorem grać na pianinie, lecz potknąłem się o miskę z praniem do wywieszenia. Potem okazało się, że aby je wywiesić, muszę złożyć to pranie, które zajmowało suszarkę. Bo nie było wolnego miejsca. Złożyć to nie tak łatwo, złożyć – nie tak hop siup. To posegregować na cztery osoby, włożyć do szafy każdej z nich, na półkę, do szuflady. Niosę pranie do pokoju, a tam sterta prania do prasowania. Psia kostka. I jak tu grać na pianinie…