Wschodni wiatr

Auto lekko chwieje się na drodze przy prędkości sto czterdzieści, w szpalerze ciemnych kształtów prowadzących od drogi w górę, im wyżej, tym ciemniej, wtapiają się w czerń, rozrzedzają w światłach z przodu, zagęszczają uciekłszy w tył, na drodze wspinającej się lekko, i bardziej, i znów mniej, falami, światła wspiąwszy się na kolejny pagórek odsłaniają więcej przestrzeni, potem znów krócej, przed kolejnym garbem.

Ciemno, ciemniej, to dopiero pierwsze dni ciepłej wiosny, dnia ciągle przybywa, ale jeszcze zbyt mało, choć tak ciepło, tylko skąd ten wiatr, który przesuwa auto na drodze (w lewo, w prawo), to musi być wiatr, czy rzeczywiście wschodni…?

Brama na podwórko opiera się prawą stroną o ścianę domu zwróconego na wschód. Przez nią otwartą wpada wiatr, rzeczywiście ciepły, naprawdę.

———

Nie ukrywam, że zamykając bramę, tuż przed północą, zwrócony w stronę wschodu, skąd spodziewam się, ranem, dojrzeć czerwonożółty blask, a teraz łapię twarzą powiewy biegnące właśnie stamtąd, właśnie teraz wschodni wiatr uważam za sens, podsumowanie, esencję całego dnia. Wszystko, co udało się dziś wykonać, niknie wobec zapachu ciągle schnącej, wiosennej ziemi, dotyku, muśnięć, ciepłych uścisków, objęć wiatru, wszystko, co zdarzyło się od rana było wstępem preludium, uwerturą do tej ostatniej chwili, którą można docenić teraz, w stanie wyczerpania. Dlatego wobec niepowodzeń, tragedii, dramatów, śmierci, cierpienia, ostatecznie wiatr zamyka moje istnienie, przy nim wszystko mogę wybaczyć, wszystkiemu uwierzyć, na wszystko zaczekać, zamyślić się, otrzeźwieć, zasnąć, przebudzić.

I ciemność. Nic tak nie wzmacnia poczucia wiatru, jak czerń, w której on staje się drogowskazem, towarzyszem…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *