Kobiety na ulicach, w zasadzie mówmy o dziewczynach, które wyglądają jak wyglądają, czyli dobrze, bo są po prostu zrobione. Gdyby nie ten ciuch, make up, wyższe buty, gdyby nie taka torebka, to nikt by oka i na chwilę nie zatrzymał.
Patrz, idzie. Wybielona, wyrównana jasnym pudrem twarz, lekkie cienie na policzkach, podkreślone nie za mocno powieki, rzęsy, brwi też ma się rozumieć. Umie malować, naprawdę umie. Dobry fryzjer też był. No ale nos… Nos duży, szczęka szeroka, kości wystające. Fryzjer widział i poprawił, jak mógł najlepiej. Odcień dopasował, jaśniejszy, przez to mniejsza twarz się wydaje, i przyciął pasemka nie za nisko, nie za wysoko, że głowa całkiem zgrabnie wygląda. Fryzjer specjalista.
Bluzeczka u góry nie za szeroka, że niby ramiona drobne, szerzej skrojona na piersi i węższa znów poniżej, że niby talia cieńsza niż naprawdę. Na brzuchu napięta lekko, przechodzi w kształtne jeansy, zaokrąglające pupę i wyciągające uda, niże kolan zwężane, ale nie za bardzo.
Idzie. Zgrabnie nawet idzie, musi się pilnować, bo takie nogi. Inaczej ciuch i make up na darmo. I jak staje, też ważne, gdy patrzy na rozkład jazdy, albo czeka, pod gablotą, przy ścianie. W takich butach iść niełatwo, choć jeszcze niezbyt wysokie. Chodzi prosto i pewnie, ze swadą, jak już taki ciuch i taki make up. Najgorzej, jak zrobiona dziewczyna idzie krzywo, albo zgarbiona, albo jeszcze z kwaśną miną. Mina w sumie najważniejsza, nieważne, że duży nos i szeroka szczęka. No i ręce grubawe. Jak dłonie grube, to wiadomo, że i reszta taka, nawet jak nie widać, pod bluzeczką i jeansami modelowymi. Mieszkałaby na obrzeżach miasta, chodziłaby w tym, co na bazarze kupi, fryzjer taki sobie podmiejski, to mało kto by oko zatrzymał. Zaraz by nochal wielki wyszedł i uśmiech przyćmił, i szeroka szczęka niesmak wzbudziła, i te palce na plastikowej torebce zaciśnięte.