– Nie czuję, że coś szczególnego się stało – powiedział Beniamin, trzymając w ręku trofeum „dla najlepszego bramkarza”. Na turnieju piłkarskim.
Kiedy kolega z drużyny zapytał go:
– Za co dali ci tytuł najlepszego bramkarza?
Odpowiedział beztrosko, tyle szczerze co nierozważnie, z uczciwością naiwną:
– Nie wiem za co.
Ale ja wiem, bo widziałem, jak bronił bramkę. Ale wiem też, że on tego nie dostrzega. A nie dostrzega, bo naprawdę był zajęty bronieniem.
Tak, syn ma rację. Zostajemy wyróżnieni, otrzymujemy nagrodę, ale przecież tak naprawdę wiele się nie zmienia. Dopiero z czasem zaczynamy oklejać to wydarzenie nimbem niezwykłości. Tworzymy legendę, znajdujemy uzasadnienia, że tak właśnie miało być.
Lubię jego spostrzeżenia. Jest w nich coś bardzo mi znajomego, tak bardzo, że chce się powiedzieć: tak, jest właśnie tak, jak mówisz. To jak cud, niesamowite, nie do uwierzenia. Gdybym nie znał pojęcia „geny” i nie wiedział, że on ma połowę moich.