Jeśli mój czternastoletni syn poleca mi film sprzed 23 lat, to muszę go obejrzeć. Po pierwsze dlatego, że czekam już kilka lat, żeby polecił mi film z tych, które on ogląda. Po drugie – jeżeli podoba mu się filmy starszy niż on sam, to jest to jeszcze bardziej intrygujące. Po czwarte i piąte – tego nie muszę wyjaśniać rodzicom – wiem, że w ten sposób dowiem się bardzo dużo o moim synu, tym bardziej że (tego też nie muszę wyjaśniać (rodzicom)), wiem o nim coraz mniej i tylko czekam na moment, w którym moja niewiedza będzie miała emocjonujące, coraz poważniejsze, a może in katastrofalne skutki (oczywiście katastrofalne tylko w moim wyobrażeniu).
Wczoraj w nocy, po całym dniu pracy, zacząłem oglądać i po 5 minutach już wiedziałem, że jest to bardzo dobre kino – świetny scenariusz, obsada, reżyseria, zdjęcia i montaż. Temat i fabuła – drastyczne. Tempo – przygniatające jak na tatusia, który pada ze zmęczenia, więc padłem . To nic dziwnego – najlepiej usypiają rzeczy proste albo tak skomplikowane, że mózg nie jest w stanie za nimi nadążyć.
Podejdę więc do filmu po raz kolejny, ale… dziś jest sobota i wrócę do domu około północy. Jutro – podobnie. Najwcześniej więc – poniedziałek. Muszę to zapisać w kalendarzu, żeby nie umknęło…