Wiesiek walczy, ale zasypia

Wiesiek przymyka oczy. Gdy je otwiera tak, jak zwykle, zaczynają go piec. Wtedy je zamyka, musi je zamknąć, bo pieczenie staje się nieznośne. Kiedy zamyka czuje, że obezwładnia go sen. Więc otwiera je znowu. Po kilku razach otwierania i zamykania oczu Wiesiek próbuje je półprzymknąć, na tyle, aby nie piekły, ale również by nie popadać w sen. W ten sposób Wiesiek przedłuża stan czuwania, choć sam przed sobą przyznaje, że nie widzi w tym sensu. Przeciwnie. Sensowne byłoby poddać się obezwładniającej fali, co potrwa nie dłużej niż pół minuty i jest całkiem bezbolesne.

Wiesiek mógłby sobie życzyć i nawet życzy sobie, by po obezwładnieniu rozpocząć senne podróże, które odbywa ostatnio regularnie, każdej nocy. Podróżował nawet wtedy, kiedy sobie tego nie życzył, a konkretnie – kiedy nawet nie pomyślał o tym, że chce podróżować. Nie pomyślał, bo nie przyszło mu to do głowy. Tym bardziej więc, kiedy sobie tego życzy a nawet pragnie, podróż będzie na bank, Wiesiek wie o tym, bo ma zadziwiającą moc realizowania swoich życzeń i marzeń. Moc ta jest na tyle zadziwiająca, że Adela, żona Wieśka, przeraża się od razu, jak tylko usłyszy, że Wiesiek mamrocze kolejne życzenie. Adela podejrzewa też, że Wiesiek nie wypowiada wszystkich swoich życzeń, a przynajmniej nie w jej obecności. Podejrzenia Adeli biorą się stąd, że wokół Wieśka i samemu Wieśkowi przydarza się zbyt wiele spraw, które go cieszą. Jej, Adeli, nie zdarza się nawet połowa przyjemności, których doświadcza Wiesiek, więc jej podejrzenia mają swoje uzasadnienie. A to nieszczęście i niech szlag to trafi, żyć z człowiekiem, któremu marzenia się spełniają, bo kiedy jednemu się spełniają, to drugiemu przeciwnie. Takie na świecie jest prawidło.

Wiesiek przymyka oczy zbyt szczelnie, otwiera więc leciutko, na tyle, by widzieć przed sobą ciemny prostokąt zasłony na oknie, otoczony jaśniejszymi trapezami ścian i sufitu. Owe figury geometryczne, dopóki Wiesiek je rejestruje, są rękojmią jego czuwania, ostatnim czujnikiem niesnu. I jeszcze ta cisza, a dokładniej – cichy szum w uszach, który Wiesiek nazwał ciszą już za pierwszym razem, gdy go usłyszał. Wiesiek próbuje zanotować w pamięci moment, w którym przymyka oczy po raz ostatni, ufa, że to tylko kwestia ćwiczenia, wyczuć i zapamiętać ten moment. Tymczasem zasłona faluje, zza okna wdziera się powiew, niezdarna resztka szkwału z zewnątrz, zaraz potem przenika przez nią mgła, zielonkawa, może z powodu odcienia światła lampy ulicznej za oknem.

Wiesiek przysiągłby, leżąc rozparty w szerokim łóżku, że ma zamknięte oczy, a jednak mgłę widzi, i ciemny kwadrat zasłony w jej tle; Wiesiek stwierdza, że oczy nie pieką go już, zdziwienie jego rośnie, podejrzliwość i niedowierzanie, aż nagle… tak! Zaczęła się podróż!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *