– Przeczytałem to, co napisałeś w niedzielę, 16 listopada – powiedział Wiesiek.
– Szybko się rzuciłeś na ten tekst, to do ciebie niepodobne – odparłem.
– A tak, nie miałem co robić i przez przypadek otwarłem twojego bloga.
– Dziękuję, cieszę się.
– Chcesz wiedzieć, co myślę?
– Wszystko mi jedno.
– Naprawdę? To nie powiem.
– No powiedz.
– Ha, widzisz, jednak chcesz.
– No pewnie, że chcę, sam wiesz, więc po co pytasz.
– Po to, bo wiem, co mi odpowiesz.
– A ja wiem, że zapytasz. Koło się zamyka.
– No dobrze. Skoro to już jest jasne, to powiem Ci, że całkiem nieźle…
– Tak?
– Całkiem nieźle się zaczyna.
– Aha. A potem?
– A potem jest gorzej.
– Bo?
– Na ile cię znam chciałeś napisać opowiadanie, a w końcu wyszła rozprawka.
– Tak, znasz mnie, ale czy opowiadanie nie może kończyć się takim podsumowaniem?
– Może, ale wtedy jest słabe.
– …słabe…?
– Sorry, ale tak.
– Słabe…? To jak, twoim zdaniem, powinno wyglądać?
– Uspokój się, przecież wiesz, o co mi chodzi.
– Tak wiem, ale ty nie wiesz, co na to poradzić.
– Nie wiem czy nie wiem, może wiem. Rada jest prosta.
– Jaka?
– Napisz jeszcze raz.
– Ale mądry. Tak po prostu – siadaj i dawaj jeszcze raz.
– No początek możesz zostawić. Koniec napisz inaczej.
– Koniec? Jaki koniec??
– Od akapitu „ale kierowca kierowcy nierówny”. A na pewno od „chodzi o styl, w którym kierowca wchodzi w dialog z maszyną” – to jest już dramatycznie słabe.
– …
– No tak. Zresztą sam wiesz.
– … Ale jak to napisać inaczej?
– Wymyśl. Na pewno da się zrobić.
– Ale już nie dziś, dobrze?
– Dobrze. Jutro. Zacznij od mycia naczyń albo prasowania. Na pewno przyjdzie pomysł.