– Byłeś w Szpitalu Babińskiego…
– Byłem. Nie mówisz „w Kobierzynie”…?
– Nie. Masz jakieś zdjęcia?
– Od razu – zdjęcia.
– Myślałem, że fotografujesz wszędzie i zawsze.
– Nie fotografuję wtedy, kiedy coś naprawdę chcę przeżyć. A czasem przeżycia same z siebie blokują mi fotografowanie.
– Aha, to znaczy, że przeżywałeś…
– Tak, chciałem poczuć to miejsce…
– I poczułeś?
Wymiana zdań z Wieśkiem, na granicy kąśliwości. A ja nie mam ochoty na kąśliwość, zresztą czuję, że Wiesiek też nie. Skąd więc ten ton rozmowy? Stąd, że obaj czujemy pewne napięcie. Bo w kim słowo „Kobierzyn” nie wzbudza napięcia?
Spacerując pomiędzy wysokimi, niemłodymi drzewami napotykałem na różnych ludzi, w różnym wieku, różnie ubranych. Ci, którzy mieli białe fartuchy zdawali się być poza podejrzeniami, dopóki nie przypomniałem sobie powiedzenia, że psychiatra różni się tym od swojego pacjenta, że na noc idzie do domu. No ale byli też młodzi, pewnie studenci, więc oni pewnie nie są… W każdym razie alejki nie są tymi samymi, które wiją się w miejskim parku. A to dlatego, że mijane osoby przyglądały mi się inaczej, niż zwykli przechodnie. A może tylko tak mi się zdawało, bo sam najpierw przyglądałem im się trochę, a potem, kiedy już zdałem sobie sprawę, że się przyglądam, zacząłem odwracać od nich głowę, albo patrzeć przed siebie, co pewnie było jeszcze bardziej dziwne i sztuczne.
To nieprawda, że nie zrobiłem żadnego zdjęcia. Zrobiłem portret, lecz nie czuję, że mogę go tu umieścić. Oprócz portretu nie mam nic.
– Bo widzisz, mój drogi, albo się przeżywa, albo robi zdjęcia. A zdjęcie, bez przeżycia, będzie kiepskie. Z dwojga zatem lepiej nie zrobić zdjęcia, a coś przeżyć, niż odwrotnie. Obrazy i wrażenia zostają we mnie, odkładają się w pamięci, tego mi nikt nie zabierze…
– Lecz przecież można najpierw coś przeżyć, a potem zrobić zdjęcie…?
– Można, ale nie zawsze się udaje. Przeżyć nie przyspieszysz. Gwoli ścisłości – uczciwe zdjęcie robi się wtedy, kiedy jest się przekonanym, że można je już zrobić. Wtedy staje się ono oczywiste, nawet nie trzeba szukać kadru, bo on sam się pojawia.
– Uciekasz w teoretyzowanie…
– …a co mam pisać? Pawilony o architekturze z początku dwudziestego wieku…? Kraty w oknach? I to, że łatwiej do nich wejść niż wyjść?
– …zamiast powiedzieć to, co ci leży…
– …bo nie wiem, jak to opisać… przynajmniej na razie…