Piątek wieczór

To było już… dawno temu. Od czasu, gdy przeniosłem się do Krakowa, zacząłem studia oraz szkołę muzyczną jednocześnie, a piątek wieczór przestał być tym piątkowym wieczorem, który był do tamtej pory. Właśnie w piątek wieczorem były jeszcze wolne godziny ćwiczeń na organach, w szkole. Podobnie jak w sobotę rano. W sobotę zresztą czasem szedłem do Pijarów, pograć w kościele. Opłacało się więc pozostać w Krakowie, zamiast jechać do domu, i poćwiczyć.

Potem szybko kończyła się sobota i zastanawiałem się, czy warto jechać do domu tylko na niedzielę. No i nie jechałem. W poniedziałek od rana zaczynała się gonitwa, w której, pewnego roku, nie udało się ustawić wszystkich zajęć – w czasie od poniedziałku do piątku, w godzinach od 8 rano do 9 wieczorem. Zastanawiam się teraz, jak to możliwe, że zdawałem z klasy do klasy, ćwicząc na instrumencie tak niewiele. Zresztą po pierwszym roku, przerażony liczbą tyłów, zostawiłem studia, żeby zacząć je potem dwa lata później.

Tak więc spokojny wieczór, półgodzinna kąpiel, przesiadywanie do późna zniknęły z mojego życia. Nie od razu to zauważyłem, tyle było innej pracy. To się stało niejako samo, bo tak trzeba było. Ale wreszcie poczułem stratę. 

Przez kilka lat żyłem myślą, że to tylko tak na chwilę – życie w takim tempie i w ciągłym strachu, że nigdy nie nie nadążam. A życie w żelaznym harmonogramie było nie dla mnie, zrozumiałem to wiele lat później. Bo na przekór, zamiast robić to, co należy, zajmowałem się z większą pasją sprawami, których nie musiałem robić. Zajęcia jazzowe, tworzenie audycji radiowych, organizowanie comiesięcznych spotkań ludzi z południa Polski. 

Zasypiając wieczorem prosiłem o jakiś sen. Moja wolność była w tych snach, tam mogłem robić, co chciałem, byłem wolny. I myślałem, że to tylko tak na chwilę, na parę lat, byle dociągnąć do końca.

Ale w taki styl życia się wrasta. Potem nie można tak łatwo przerwać. Przestaje się być ze sobą i z ludźmi. Nie umie się żyć inaczej. Ciekawe, że odpoczynku, luzu, trzeba się uczyć, one nie przyjdą same.

Dziś wracam do tych piątkowych wieczorów, sprzed dwudziestu pięciu lat. No i fajnie jest.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *