Były rzeczy ostatnio. Nawet sporo. Może zacznę od Historii ulicznej miłości, która zdarzyła się, jak to miłość, zupełnie niespodziewanie. Pracując w teatrze, spędzając sporo czasu na próbach, pewnego dnia wyszło zadziwiająco jasne i ciepłe słońce. Wsiadłem na rower i pojechałem, gdzie mnie oczy poniosą. Poniosły mnie, z ulicy Sarego, w kierunku Wawelu, aż trafiłem na Koletek. Tam, po jednej stronie, romantyczna, intymna i pełna bólu historia – po prostu wystawa fotografii! A po drugiej stronie – właśnie widoki, które zobaczycie klikając na link.
Kolejna historia – z domu spokojnej starości – Ostatni dom.
A teraz o czymś zupełnie innym – zrobiłem zdjęcie reklamowe spektaklu
I jeszcze o czymś zupełnie innym – znalazłem się na afiszu nowego przestawienia mojego macierzystego teatru, jako człowiek, który dokonał opracowania muzycznego. Dowód tego znajdziecie pod tym adresem.
To byłoby na tyle. Teraz powstają pytania, co robić dalej – co robić, poza tym, co robić muszę, czyli spełniać zwykłe, codzienne obowiązki, w pracy, domu itd. Bo chyba byłoby dobrze, gdyby nie robić tylko tego, co się musi. Jeśli to oczywiście możliwe. W moim przypadku to wydaje się możliwe, przynajmniej na razie…