Dziś przepełniona droga do Krakowa, samochodem. Śmieszą mnie narzekania, że drogowcy znów zaskoczeni. Jakby drogowcy mieli latać dywanami i zbierać śnieg, zanim spadnie na asfalt. Wielkie nieba, a cóż to jest 10 cm opadów? Sorry, przecież to tyle, co nic. Pamiętam z dzieciństwa – jechaliśmy maluchem w cztery osoby, całą rodziną. Mój brat jest ode mnie siedem lat młodszy. Ojciec zdecydował, że wracamy, dopiero wtedy, kiedy maluch zawisł na śniegu brzuchem, i koła kręciły się w powietrzu. Ponieważ zdarzyło się to między wsiami, tata poszedł do najbliższych zabudowań po łopatę. No i co się stało? Nic się nie stało. Przeżyliśmy.
Śmieszne po prostu, kiedy w radiu mówią o dramacie na drogach. Bzdura kompletna. Stajemy się wydelikaceni, oczekujemy prawie że czerwonego dywanu, który by się nam ścielił do stóp. Sam byłem zdziwiony, zajechawszy na stację renomowanej firmy, że na dystrybutorze gazu przyklejono kartkę: po 22 gazu nie tankujemy. Jak to, co to za porządki?
Męczą mnie ludzie. Mam przesyt ich wokół, wspominam studenckie czasy, gdy szedłem sam w góry. Tak, po pół dnia wędrówki rzeczywiście ma się ochotę powiedzieć napotkanemu wędrowcowi „dzień dobry”. A tu, w tramwajach, na przystankach, w sklepach, wszędzie – drepczą ludzie, pchają się, nie patrzą na innych obok, wchodzą pod nogi, albo stoją gdzie popadnie, w przejściach, w drzwiach, przedrzeć się nie można, i czasem taka wściekłość ogarnia, jak podobno te szczury, które w tłoku zaczynają skakać sobie do gardeł.
Co biorę na odtrutkę, co pozwala mi zasnąć – na przykład zobaczcie tutaj: . Taka gwiazda, kiedy żyje krótko, to ma przed sobą jeszcze tylko kilka milionów lat. To jest życie…. I żadnych reklam, ofert przez telefon, podatków, ZUSu. Przyjaciół ma wokół czasem mnóstwo.