Od wczoraj nie mam konkurencji wobec moich dzieci (po prostu moja żona wyjechała na trzy dni). To zastanawiające – można się dziwić bez końca – zmieniając coś drobnego w życiu obserwować, jak zaskakujące powoduje to konsekwencje.
Dawno temu spytałem moją przyjaciółkę Martę, psycholożkę – jak to jest, że po tylu latach życia z tą samą kobietą ja ciągle czuję pewien niepokój, kiedy ona jest w pobliżu. Dopiero kiedy wiem, że jest tak daleko, że nie możemy się zobaczyć, ten niepokój znika. Ale wraz z jego zniknięciem pojawia się pustka. Wygląda na to, jakby nie można było mieć jednocześnie spokoju oraz wrażenia niesamotności.
Marta powiedziała, że to normalne i że tak ma być. Psiakość… Paradoksy dopadają mnie wszędzie. To znaczy, że nie zaznam spokoju… Jak to życie jest urządzone…?
Jakiś genialny kreator wymyślił całkiem sprytnie, że kobieta i mężczyzna chcą…. prawie tego samego. Problem tkwi w słowie prawie. Tam, w szczegółach, oczekiwania kobiet i mężczyzn nieco się rozmijają, ale nie na tyle, żeby zupełnie sobie dali ze sobą spokój. W ten sposób szukają się całe życie, ciągle mając nadzieję na pełne zaspokojenie, i ciągle go nie osiągając.
Mam bezgraniczny podziw dla tego mechanizmu, którego doprawdy nie wiem, jakim przymiotnikiem określić: genialny on jest na pewno, ale z drugiej strony – straszny, bezlitosny, czasem przeklęty wręcz…! Genialne – bo po drodze ile się zdarza! To chyba najlepszy sposób, by skłaniać człowieka do poszukiwania, zapierania samego siebie, przeżywania tragedii i rozpaczliwego wydobywania się z nich, z naiwną nadzieją, że wreszcie zrozumiał o co chodzi. By po krótkim czasie przekonał się, że dalej tkwi w nierozwiązanym problemie po uszy. I to jest właśnie rozpaczliwe.
Ratunku! Mógłbym krzyczeć, ale to naiwne też. Może najpewniej jest zamilknąć, patrzeć i dziwić się, ta przyjemność, o ile można czasem zdobyć się na nią, jest mi zapewniona.