Agregat za oknem umilkł (ten z wpisu tutaj). Dziś brzmiał jak z Odysei Kosmicznej 2001, dźwięk zwiastujący zbliżanie się tajemnicy.
Gdzieś, chyba w górze, ogromna kropla nadyma się, uczepiona spustu tonącego w ciemności, i gdy jej miara nadejdzie, pęka, rozpryskuje w niepoliczonych okruchach, z których każdy staje się zręcznie i skwapliwie podobieństwem matki. Spadając w dół tupią o asfalt, armia biegnących krasnoludków: klaszczą i skaczą, bo właśnie ulica jest pusta. To dżdżysty wieczór.