Ćwiczenia z pisania o niczym…
…biorą się stąd, że zupełnie nie wiadomo, skąd.
O tej porze jak teraz, o wpół do drugiej w nocy, coś wokół rozmienia się na drobne. Zupełnie podobnie jak rozmienia się banknot na przykład stuzłotowy u pani w kasie: mogłaby pani rozmienić? I z jednego kawałka powstaje kilka, z tych kilku jeszcze więcej, a najciekawsze są monety – z większych – coraz mniejsze i mniejsze, aż do miedzianych groszówek, malutkich. Znaczą jakiś ślad, ułożone jedna za drugą, jak pamięć, która powoli zanika, choć podobno nie zanika, tylko rozprasza się, bo kolejne odciski wchłania w siebie powoli otaczająca nas przestrzeń.
Przeżyty właśnie dzień rozpływa się w ciszy, i znów – dalekim ujadaniu małego pieska. Fundusz przeżyć topnieje, kolejne krople nikną między grudkami ziemi, w szczelinach paneli podłogi, przenikają pory skóry. Jakby przestawały istnieć, ale przecież to z nich, wraz z nastaniem świtu, zacznie gromadzić się nowy kapitał. Będzie nabierał kształtu, by wieczorem znów się rozmienić.