…Mołdawianie. Rodzina, z której mama pracuje we Włoszech, jeden syn w Moskwie, a drugi uczy się w Kiszeniowie. Córka zaś ma narzeczonego Polaka. Niezłe, prawda? Globalizacja.
Ale ja nie o tym. Moja dziewczyna schodząc w dół, by odprowadzić gości, rzuciła mi: "zrób z tym porządek. Z czym? Z dziećmi. Oboje do wanny, zęby umyją potem."
Uff, są rozbrykane do maksimum. Lecz wchodząc do kuchni powiodłem wzrokiem po garach, talerzach w zlewie oraz bałaganie na blacie między chlebakiem a kuchenką gazową. I zdziwiłem się niepomiernie, ponieważ poczułem wewnątrz (pamiętacie, że jako cukrzyk nieustannie śledzę swoje odruchy) ślad zadowolenia. Z czego? Że będę mógł się wziąć za bary z tym nieporządkiem? Że czeka mnie chwila spokoju i milczenia przy myciu? Że otworzę sobie piwo i rączki lekko będą śmigać po talerzach? A może jeszcze z czegoś….? Czyżby….? Nie…..!
No dobrze, idę do dzieci, zanim wróci…. 😉