Dzieci wołają. Z ubikacji. Oczywiście powstaje drobna sprzeczka o to, które z nich obsłużyć najpierw. "Gdybym mógł zrobić to dwiema rękami naraz, to bym zrobił. Ale nie dałbym rady wytrzeć was dokładnie, więc ktoś musi być drugi".
Biorąc do ręki nocnik doznaję krótkiego błysku, wspomnienia. Bo opróżnianie nocnika to też odpowiednia technologia, którą ja poznałem mając około dziesięć lat, przy udziale mojego młodszego brata. Otóż nocnik z kupą jest już brudny, ale opróżniając go warto się postarać, by nie zabrudzić go jeszcze bardziej. Pozostaje więc jedna możliwość – ruch nagły i stanowczy, którym obraca się nocnik dokładnie do góry dnem i zaraz potem strząsa zawartość do ubikacji. Technologia wyrzucania kupy.
Dzieci ciągle uświadamiają mi sprawy elementarne. Dzieci są błogosławieństwem dla kogoś, kto chce się ciągle rozwijać, poznawać mechanizmy świata wokół. Trudnym błogosławieństwem. Uczę syna smarować kromkę chleba i denerwuję się, bo zapomniałem, że to nie jest takie łatwe. Pod jego ręką pasztet oblepia wszystko inne, tylko nie kromkę i nagle wiem, że ta nauka potrwa nie dzień czy dwa, ale tygodnie. Dociera do mnie ogrom pracy – wiedzy, umiejętności, doświadczenia, które każdy z nas musi zdobyć, żeby przeżyć.
Jeszcze posługiwanie się przedmiotami, narzędziami, jest niczym w porównaniu do umiejętności życia wśród ludzi. Kiedy zdać sobie z tego sprawę, staje się to przerażające. Nic dziwnego, że uproszczenia i schematy to nasz ratunek (jak pisał Cialdini). A cóż dopiero, jeśli ktoś ma ambicję wyjść choć trochę poza szablony…