Czytam mój poprzedni wpis i poprawiam. Poprawiam po raz kolejny. Wyeksploatowałem w ciągu ostatnich miesięcy wenę pisząc gdzie indziej, no i teraz pisanie mnie nie ciągnie, a jeśli już zacznę, to nie czuję polotu. A jeśli go poczuję dziwnym trafem, to on rwie się, jąka, zmienia kształt jak ameba lub kolory jak kameleon, wygina w lewo to w prawo, słowem – nie chce udźwignąć tekstu, a ja – nie czuję spójności. Jakby najzwyklej pewna część mózgu popadła w letarg, przestała reagować na bodźce, darowała sobie luksus tworzenia czegokolwiek, choćby od niechcenia. Wtedy zwykle ożywia się inna część, znów na kilka tygodni lub miesięcy. I zamiast pisać, chce się grać, albo biegać, albo zamknąć w sobie, albo zobaczyć coś, czego się nigdy nie widziało – jak na przykład nową czytelnię na ostatnim piętrze w bibliotece na Rajskiej.