Przeglądam statystyki blogu, a jakże. No i wyobraźcie sobie, że wpisując w google albo nawet w onecie "niecodzienność" dostaje się ten blog na pierwszym miejscu 🙂
Niecodzienność… Za nią tęsknimy, wydaje się ideałem życia. Jest czymś nieuchwytnym? Nierealnym? Bo ktoś przecież musi zrobić te same, codzienne czynności – masa ich, nieogarnięta, niezliczona, nie do wykonania bezbłędnego. Perfekcjoniści cierpią, chyba, że porzucą marzenia o odrobinie niecodzienności.
Czy ja wiem… Nic nie wiem. Aby powiedzieć coś poruszającego, z mocą, czego nie da się zapomnieć – trzeba pogodzić się z tym, że powie się nieprawdę. Bo prawda, by nie była truizmem, uogólnionym sloganem, musi zostać obwarowana dziesiątkami założeń oraz tłumaczeń przypadków szczególnych, w których znów ginie. Z chaosu próbujemy wyciągnąć prawdę jak topielca z wody, coś uporządkować, stwierdzić, lecz skutkuje to popadaniem w inny chaos i topieniem się na nowo.
Tak. Zdecydowałem kiedyś, by nie pisać wniosków, bo one nigdy nie będą w stu procentach prawdziwe. Jak widać – nie udaje mi się. Pisanie wniosków jest łatwiejsze, o dziwo.
Trzeba pisać po prostu to, co widać, słychać i czuć, mając tę nadzieję, że widzi się, słyszy i czuje choć trochę inaczej, niż inni. I dlatego właśnie można im coś dać.