On dobrze zarabia, ale nie zawsze chce opowiadać, jak to robi. Również swojej żonie, która przecież potrzebuje pieniędzy, by prowadzić dom, wychowywać trójkę dzieci. Chciałaby też jeździć niezłym samochodem, a nie takim, z którego wychodzi rdza, ma zmatowiały od słońca lakier i krzywe, zdradzające przygody, błotniki. Chciałaby się też w miarę ubrać, nawet jeśli nie dba przesadnie o figurę, ale chodzi o miłe, delikatne kolory i zręczny krój, uwydatniający to, co akurat pozytywne. Chciałaby też nie liczyć skrupulatnie wypływającej gotówki. Dlatego nie pyta, jakimi metodami osiąga się kwoty na koncie, zresztą, mąż wcale nie jest skłonny o tym mówić. Czarny metalik turbodiesel combi i powolny, majestatyczny ruch, z jakim zabiera dzieci z przedszkola, daje jej sporo satysfakcji. To jest właśnie sukces.
Może to brzmieć jak zarzut, opis prostactwa, prymitywnego szpanu. Ale uczciwość mówi: wszyscy jesteśmy podobni. Nie wiadomo tylko jak niektórym się udaje, choć na chwilę, od tego uwolnić.