Beniamin spokojnie oddycha, śpiąc w swoim łóżeczku. Cieszy mnie to bardzo, ponieważ dziś ja do tego doprowadziłem – poprzez kąpiel, ubieranie, usypianie… W sumie tego ostatniego nawet nie musiałem robić. To dziecko z gatunku tych, co mówią, że są śpiące, po czym idą do łóżeczka, kładą się, przewracają trzy razy z boku na bok i zasypiają.
Jesteśmy tylko we dwóch. Mieszkanie jest jeszcze bardziej tajemnicze niż gdybym był sam, bo czuję nie tylko za siebie, ale i za niego. A dla Beniamina mieszkanie bez mamy to jak dżungla nocą. Przynajmniej tak mnie się wydaje, że jemu się wydaje. Choć być może dramatyzuję, nawet jeśli mi się wydaje, że nie dramatyzuję, w przeciwieństwie do babci (mojej mamy) ubolewającej, że Beniamin jest bez matki, jak również ciągle tęskniący za siostrą. Te ubolewania wskazują Beniaminowi, o czym nie powinien zapomnieć, (że jest bez matki) i za kim w żadnym przypadku nie może przestać tęsknić. Skoro więc babcia ubolewa, a ja ubolewam nad nią, że nie widzi, jak ubolewa, może być więc równie dobrze, że ja nie widzę mojego własnego ubolewania, czyli dramatyzuję również, sądząc, że nie dramatyzuję, a wręcz przeciwnie – że stoję na straży trzeźwego osądu. Tak więc najprawdopodobniej koło się zamyka i już sami nie wiemy, czy to Beniamin tak bardzo tęskni, czy to my chcielibyśmy go takim widzieć.
Jeden zabawny moment z kąpieli. Mówię do niego: zatkaj korkiem wannę. On nic. Ja powtarzam. On pyta: co? Dziwi mnie to, bo zwykle tylko czeka, żeby wcisnąć korek w odpływ i pluskać się w wodzie. Po chwili dopiero zdaję sobie sprawę, że to samo polecenie wydaje mu Ioana, ale… po rumuńsku. Mówię zatem: cu dopul. I… teraz tak! Reakcja natychmiastowa. Fantastyczne…!