Pustka w pisaniu

Nie jestem w stanie pisać. Próbuję w głowie klecić jakieś nowe wpisy, ale czuję, że to już było, że to nic nowego. Nie podobają mi się również zdania, które klecę w głowie – razi sam styl.

Z refleksji, które się pojawiają. Przeglądam w pamięci moje znajomości w ciągu kilku ostatnich lat i stwierdzam, że zupełnie nie wiem, dlaczego jedne rozwijają się dobrze, a inne źle. Źle oznacza naprawdę źle – że na przykład musiałbym się zmuszać do rozmowy. Awersja. Choć takich przypadków mam naprawdę bardzo mało.

"Nie wiem" – to nie znaczy, że nie potrafię wymienić konkretnych powodów, ale przecież zwykle było tak, że jeden, dwa czy nawet kilka powodów da się wyjaśnić, pominąć, jakoś obejść. "Nie wiem" – może chodzi o to, że przestało mi na tym tak bardzo zależeć – na układaniu dobrych relacji z tymi, z którymi po prostu jest mi trudniej ułożyć dobre relacje. Dlaczego trudniej? Najprościej, i nie obrzucając tu nikogo wymówkami – z powodu zbytnich różnic w… No właśnie. Powiedzmy: różnic między nami.

A zresztą… Dlaczego nie obrzucać wymówkami? Napiszmy wprost. Z powodu ludzkiej tępoty, dostrzegającej tylko własny punkt widzenia. Z powodu tego przekonania, że się coś wie o drugim człowieku (choćby o mnie), ale już braku tego marginesu błędu, że to może być wiedza powierzchowna i prymitywna. Ba, "coś się wie", niektórzy uważają, że są tak świetnymi obserwatorami, że popatrzą i już wiedzą, kim jest ktoś, co nim powoduje, jak myśli.

Zwróćcie uwagę. Jeśli komuś na Was zależy – to czy umie Was słuchać.

Są jeszcze inni ludzie, których lepiej nie być "przyjacielem". Zachowujesz dystans – żyjesz w spokoju. Zbliżysz się – dostajesz "w prezencie" łańcuszek spraw do pomocy. Każda z nich wygląda początkowo jak drobna przysługa zajmująca pięć minut, lecz zaraz urasta do skali prawie projektu europejskiego. "Jeszcze chwilę zaczekaj, jeszcze mógłbyś to, a czy jeszcze tamto". Jesteś przyjacielem dopóki jesteś użyteczny.

A przecież przyjaźń to coś zupełnie innego. To fantastyczna rzecz. Jeśli tylko… No właśnie, jeśli co… Może chodzi o, po prostu, wzajemne branie się pod uwagę. Spojrzenie na drugiego człowieka, ale nie poprzez siebie. Wniknięcie w niego, ale z całymi jego delikatnościami i subtelnościami. Ale nie każdy może wniknąć, nie każdego się wpuszcza, bo już na wstępie razi. Ale czy można spojrzeć na kogoś  nie poprzez siebie? Zawsze patrzę tylko moimi oczami. Może więc przyjaźń to rzecz, która się zdarza albo nie. Bo mimo najlepszych chęci, nie musi się zdarzyć… Mimo, że się bronisz, to i tak się zdarzy. No właśnie nie wiem.
Lecz jeśli już się zdarzy…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *