Oddział

Na oddział otolaryngologiczny, w niedzielę jak dzisiaj, wchodzi się głównym wejściem szpitala, a potem – korytarzami, które łączą się, rozdzielają, łamią pod różnymi kątami, zwężają, obniżają, rozdzielają i łączą znowu… Oomijają okulistyczny, urologiczny, przechodzą obok pracowni usg. Wreszcie – schody, nimi trzeba w dół, pod domofon: my do przyjęcia.

Jasna, ładna, czteroosobowa sala. Szpitalne łóżko i stolik-szafka na czterech kółkach, z szufladami otwieranymi na dwie strony i rozkładanym blatem. To twoje miejsce na przynajmniej dwa dni. Pod pachą ulubiony pluszak, a w torbie – kilka książeczek z opowieściami, oraz te do kolorowania. Za oknem – trawnik, wysokie drzewa i gawrony szukające czegoś do zjedzenia, pod śniegiem. To niewiele atrakcji.

Nie będziesz sama. Nie tak, jak dzieci, kiedy ja byłem dzieckiem. Nawet nie pamiętam, czy płakałem w nocy, pamiętam za to koleżankę z drugiej strony drzwi (Kałużna, jak wiele Kałużnych), z którą szaleliśmy na szpitalnym spacerniaku. A raz odgoniłem pielęgniarkę z wielką szczykawką, która chciała dobrać się do mojej ręki. W końcu zabroniono mi też bawienia się chodzikami i wózkami w wąskim, szpitalnym korytarzu, bo jeździłem zapamiętale. Pamiętam jak przez mgłę, ale to i tak sporo.

Dziś w czteroosobowej, czterodziecięcej sali, rodzice, jak duchy, opiekuńcze anioły. Mały kolega pod ścianą wyjął odtwarzacz dvd i zaprasza na Scoobiego. Nie będzie źle, może trochę nudniej niż w domu, i bez posiłków na zawołanie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *