Życie z cukrzykiem

Obraz ni to ze snu, ni z jawy. Po prostu – ciemność. To noc, z pewnością. Bo budzisz się wolno, wychodzisz jak z rozszerzającego się niepostrzeżenie tunelu. W zasadzie już nie śpisz. Chyba nie śpisz. Trwasz w zawieszeniu, w półśnie… Pojawia się tylko niepokojące pytanie – dlaczego. Nie czujesz żadnego powodu, to nie zły sen, nie potrzeba przywołuje cię do świadomości. Czy warto zwlec się po glukometr, który został na parapecie w kuchni…

Nie trzeba, bo wewnątrz, pod mostkiem, pojawia się jak mała kulka kuleczka – drobne ćmienie, która rośnie, rozdziera szerzej; już ją znasz, to drżenie, niepokój, strach. Tuż ponad głową zawinięte w papierki… Odwijasz jeden, drugi, trzeci. Pochłaniasz. Ona rośnie, tym bardziej, na przekór. Nie wolno ci zamknąć oczu, bo wraz z tym pojawią się nagle jakieś obrazy, ludzie, miejsca, a wraz z nimi – wstrząs… Nie możesz zamknąć oczu, gdybyś mógł podeprzeć powieki, przytrzymać palcami; patrzeć, patrzeć! Nie dopuścić tego, co tam, pod powiekami, opanować drżenie równym oddechem, bezmysłem. Wytrzymać minutę, dwie. Czekać na zbawcze ciepło, skąd się pojawi i wypłynie? Może od stóp, może znów w piersi. Nie dziwi cię nocny gość, i ta walka, od dziesięciu lat jesteś cukrzykiem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *