Niedzielni goście. Gdy wysiadałem z samochodu, dwóch mężczyzn siedziało już na szerokiej huśtawce ogrodowej, między nimi może dwunastoletni chłopak, syn. "Mężczyzn", wszak to moi przyjaciele, ale i rówieśnicy, ciągle jednak dziwnie brzmi owo "mężczyzn", bo w tej sytuacji wskazywałoby, że i ja się do nich zaliczam. Nie żebym sobie tego odmawiał, jednak jakbym to nie ja miał decydować o przyznawaniu tego tytułu, zwłaszcza wobec siebie samego. To myślenie oczywiście ułomne, ale dajmy mu w tym momencie spokój.
Wysiadając z samochodu, z bólem głowy po zbyt krótko przespanej nocy i przejechaniu w upale trzystu kilometrów, dołączyłem do tych mężczyzn. Dołączyłem nie mówiąc nic; dziwnie łatwo mnie i im to przyszło – nie mówić, a jeśli już to cedzić pojedyncze słowa. Takeśmy się porozumieli w tym niemówieniu, ewentualnie cedzeniu, że nas to ucieszyło, prawie bezgłośnie, jeśli nie liczyć twierdzącego poszumu liści rozpościerających się ponad huśtawką ogrodową na trzy osoby.
Nasz przyjaciel Andrzej, z uwagi, że pracuje na co dzień w domu, czyli maluje, również może zachować daleko idące milczenie, bo raczej odpadają mu częste rozmowy przez komórkę, albo twarzą w twarz z osobami, od których więcej lub mniej w jego życiu zależy. Takeśmy się łatwo zgodzili z tym, że nasz przyjaciel Andrzej to ma takie życie na co dzień, które i my byśmy chcieli. Skupienie, spokój, samotność, brak pośpiechu, oczywiście nie za dużo, ale sporo; te pożądane cechy są przeciwstawieniem pędu, tempa, ciągłej konieczności rozmów i tak dalej, a my na milczenie możemy sobie pozwolić tylko od święta, albo jeszcze rzadziej, tak jak tu, na huśtawce ogrodowej.
Oczywiście, i Andrzej pewnie musi zrobić coś na termin, ale pewnie ma na to przynajmniej trzy tygodnie, a już zdaje się niesłychane, żeby musiał malować coś, na przykład, na wczoraj. Tak więc – dużo czasu, skupienie, spokój, telefony – z rzadka… Nie żebyśmy od razu myśleli malować, ale chociaż pomyśleć, że gdzieś są takie nisze spokoju, i że ktoś je ma, tym bardziej jeśli ten ktoś jest naszym przyjacielem, i na co dzień ma to, co my od święta. A i to nie bardzo.